Bolesny upadek politycznych spadochroniarzy

Pomoc w utworzeniu szkoły, która istnieje już osiem lat, a także odbudowę klubu żużlowego, który nigdy nie istniał, obiecali zgodnie mieszkańcom Kalisza ?spadochroniarze? na listach PiS i PO: Jan Dziedziczak i Rafał Grupiński.

Kalisz nie ma szczęścia do polityków. Dwa lata temu wyborczą listę PO otwierał "spadochroniarz" z Poznania Rafał Grupiński (jest liderem również dziś). W tym roku na pierwszym miejscu listy PiS partyjna centrala postawiła jeszcze bardziej znaną personę z Warszawy - samego rzecznika rządu Jana Dziedziczaka.

Z fikcyjnego życia wzięte

Na genialnie prosty pomysł sprawdzenia znajomości spraw okręgu, z którego startują w wyborach, wpadł dziennikarz "Życia Kalisza" Jakub Banasiak. Postanowił zebrać od Dziedziczaka i Grupińskiego wyborcze deklaracje, czy pomogą w rozwiązaniu kilku fikcyjnych lokalnych problemów.

Dziennikarz pytał, czy politycy PiS i PO pomogą utworzyć w Kaliszu Państwową Wyższą Szkołę Zawodową, która... istnieje tu już od ośmiu lat! Co odpowiedzieli kandydaci?

Dziedziczak: - Myślę, że Kalisz ma prawo do Wyższej Szkoły Zawodowej i (...) oczywiście włączę się w prace, by ta szkoła powstała.

Grupiński: - To oczywiście byłoby znakomite. (...) Jeżeli będzie determinacja i uda się zgromadzić środki, to należy to zrobić. A z czasem będę myślał o uniwersytecie kaliskim.

Banasiak zapytał polityka PO również o to, czy wesprze kaliską drużynę żużlową, która "ostatnio jest w rozsypce". Tymczasem w Kaliszu nigdy nie było tradycji żużlowych i klubu żużlowego. Grupiński: - Oczywiście. (...) Jestem absolutnie otwarty na to, aby w takich sprawach pomagać.

Dziedziczak natomiast musiał się opowiedzieć w sprawie "żeglugi śródlądowej na Warcie" w Kaliszu. "Przedstawiając swój program, na pewno odniosę się do tej kwestii szczegółowo" - zapewnił rzecznik rządu. Szkopuł w tym, że Kalisz leży nad... Prosną. Dziedziczak nie zauważył tego nawet podczas autoryzacji swoich wypowiedzi dla "Życia Kalisza".

Bo źle słyszałem

Poseł Grupiński, na co dzień jeden z najbliższych doradców szefa PO Donalda Tuska, prowokację dziennikarza "ŻK" nazywa "żartem". - Rozmawiałem z nim przez telefon w sztabie PO w dużym hałasie, źle go słyszałem. Myślałem, że chodzi mu o utworzenie w Kaliszu filii poznańskiej Wyższej Szkoły Nauk Humanistycznych i Dziennikarstwa - tłumaczy "Gazecie" Grupiński. - Klub żużlowy? Gdy ktoś jest na miejscu przez dwa lata, to może nie wiedzieć o zalążku klubu, który istniał tu pięć czy dziesięć lat temu. A poza tym nie dostałem rozmowy do autoryzacji.

- Poseł Grupiński nie żądał autoryzacji. W Kaliszu nigdy nie było klubu żużlowego. Poseł nie ma zielonego pojęcia, że klub żużlowy jest, ale w Ostrowie Wielkopolskim. Najbardziej jednak kompromituje go fakt, że w PWSZ wykładał jego przyjaciel z PO, senator Mariusz Witczak - komentuje dziennikarz "ŻK".

- Trudno wymagać od osoby z zewnątrz tak szczegółowej wiedzy po 24 godzinach od decyzji o kandydowaniu. Ale ja szybko się uczę, już dziś nie popełniłbym pomyłki z PWSZ - broni się z kolei rzecznik rządu Jan Dziedziczak. Zapewnia też, że wie, iż Kalisz leży nad Prosną.

- Obaj panowie modelowo się podłożyli - komentuje dr Dorota Piontek, politolog z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. - Świadomi wyborcy z Kalisza mogą poczuć się urażeni, bo zarówno pan Dziedziczak, jak i pan Grupiński wykazali się olbrzymią ignorancją, która świadczy o totalnym lekceważeniu mieszkańców. Obawiam się jednak, że żadnemu z tych kandydatów ta sprawa nie zaszkodzi tak bardzo, jak powinna. Może być bowiem tak, że wyborcy machną ręką na tę kompromitację i potraktują głosowanie jako plebiscyt za PiS lub przeciwko, a więc naturalnie na PO. Wówczas obaj kandydaci znajdą się w Sejmie.