Na warszawskim stadionie KS "Orzeł" dwa tysiące zmarzniętych widzów doczekało najważniejszej konkurencji wieczoru. Rekordzista świata Powell (9,74 s) został pokonany przez dojmujący chłód i pobiegł najwolniej w tym roku - 10,12 s. Nawet na poprzednim mityngu Pedros Cup, przy padającym deszczu i wietrze, przy podobnym chłodzie miał lepszy czas o 0,1 s. - Gdy jest tak zimno, trzeba na siebie uważać - powiedział za metą Jamajczyk. Rzeczywiście, powinien uważać, bo w weekend w Stuttgarcie startuje w finale Pucharu Świata.
Kibice długo i cierpliwie czekali na bieg Powella, ale też Warinera, mistrza olimpijskiego i mistrza świata na 400 m.
Jednak najpierw była prezentacja mityngu i oficjalne otwarcie. Kiedy prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz dużo bardziej pokojowo wypowiadała się o sporcie niż dwie godziny wcześniej pod ratuszem o polityce, kibice klaskali. A jeszcze bardziej klaskali, gdy na bieżnię wjechała bryczka z Powellem, Warinerem i Markiem Plawgo. Ponieważ bryczka nie jest synonimem nowoczesności, jeszcze mniej szybkości, więc Powell, Plawgo i Wariner tylko uśmiechali się niepewnie, gdy kibice się śmiali pełną gębą. Koniki ciągnące bryczki narobiły na tor szósty i siódmy, oraz na wirażu. Cóż, na szóstym na prostej biegł Powell, ale na szczęście tory zdążono oczyścić.
Wariner bardzo szybko dogonił Marka Plawgę, specjalistę od biegu przez płotki, ale jednocześnie najszybszego polskiego czterystumetrowca. W sumie pokonał go o 1,5 sekundy. Plawgo przybiegł trzeci. Wynik Warinera - 44,43 s - był jednak bodaj najbardziej wartościowy w całym mityngu. Zawodnik z tym czasem byłby czwarty w finale mistrzostw w Osace.
Anna Jesień nie dała rady Janie Rawlinson na 400 m ppł. Australijka mówiła dzień wcześniej, że Anna - brązowa medalistka mistrzostw świata w tej konkurencji - ciągle robi postępy i rzeczywiście tak jest. Ale postępy Australijki są nawet większe - mistrzostwo młodzieżowców w 1999 roku w Bydgoszczy, mistrzostwo świata seniorów w 2003 roku, mistrzostwo świata w 2007. Brakuje złota olimpijskiego - Janie przeszkodziła w Atenach kontuzja. I rekordu świata. Pewnie będzie już go brakować na zawsze - Rosjanka Julia Pieczonkina cztery lata temu dokonała w dalekiej Tule czegoś, co ostanie się na dziesięciolecia (52,34 s).
Rawlinson od początku do końca prowadziła wyścig. Przybiegła na metę w czasie 54,55 s, Jesień, która doganiała Australijkę na ostatnich metrach - 54,74 s. Czasy choć nie były najlepsze, wzbudzają szacunek. Niska temperatura i schyłek lekkoatletycznego sezonu nie sprzyjały rekordom. Widać było, że obydwie najlepsze płotkarki zmagały się na ostatnich metrach ze sztywniejącymi z zimna mięśniami i z trudem odparły atak Melanie Walker z Jamajki (54,96).
Słaby konkurs rzutu młotem - słaby z tych samych powodów co w innych konkurencjach, czyli zimna - wygrał Węgier Krisztian Pars. Szymon Ziółkowski, mistrz świata sprzed sześciu lat i mistrz olimpijski z Sydney w drugiej mierzonej próbie osiągnął 75,62 m. Tak się złożyło, że Pars miał dokładnie taki sam wynik. Węgier wygrał jednak z Polakiem dzięki lepszej drugiej próbie. Obydwa najlepsze rzuty młociarzy były jednak gorsze od rekordów z tego sezonu o dobre pięć metrów.
Kamila Skolimowska rzuciła 69,82 m w swojej czwartej próbie i był to jeszcze bardziej odległy wynik od jej najlepszego rzutu w tym roku, niż w przypadku osiągnięć młociarzy. Jedyną przeciwniczką, która mogła zagrozić Polce - Rosjanka Gulfija Chanafiejewa, która ma drugi wynik (77,36 m) w tym roku po zawieszonej za doping Tatiany Łysenko i krótko była rekordzistką świata w 2006 roku - rzucała dużo słabiej.
Monika Pyrek wygrała konkurs skoku o tyczce wynikiem 4,60 a potem dzielnie próbowała pobić rekord Polski - 4,84. Nie udało się, i szczerze mówiąc nie mogło się udać. Tomasz Majewski przycisnął mocno mistrza świata w pchnięciu kulą Reese Hoffę. Przegrał zaledwie o 11 centymetrów.