Wicepremier i minister finansów Zyta Gilowska nie przyszła w czwartek do Senatu, by przekonywać do obniżenia odpisywanej od podatku ulgi na dzieci z uchwalonych przez Sejm 1145,08 zł do akceptowanych przez rząd 572,54 zł. Być może obawiała się fali krytyki. Do boju wysłała wiceministra finansów Jacka Dominika.
- Rząd jest przeciwny uldze w wysokości 1145,08 zł - zaczął swe wystąpienie w czasie debaty. I powtórzył to, co przedstawiciele Ministerstwa Finansów mówią od przeszło tygodnia: że rząd uwzględnił w przyszłorocznym budżecie ulgę w wysokości 572,54 zł na każde dziecko, a na podwójny odpis uszczupli kasę państwa o dodatkowe 3,5 mld zł. Takich pieniędzy nie ma w budżecie.
Potem minister mówił, że ulga sięgająca niemal 1200 zł na dziecko nie ma sensu, bo w pełni wykorzystają ją jedynie najlepiej zarabiający podatnicy. - 16 spośród przeszło 23 mln podatników ma za niskie dochody i tym samym podatek, by wykorzystać w pełni odpis na choćby jedno dziecko - dowodził minister.
Zdenerwował senatorów. Nie tylko opozycji, ale i PiS. - To tłumaczenie nie z tej ziemi - denerwował się Przemysław Alexandrowicz (PiS). - Przecież z wyliczeń, które dostarczył nam resort finansów wynika, że z ulgi na dwójkę dzieci w pełni skorzystają rodzice, których zarobki są grubo poniżej średniej krajowej. Czy rodzice, którzy w sumie zarabiają netto 2400 zł miesięcznie, to ludzie zamożni - pytał.
Skandalem nazwał to, że rodzina, która posiada psa, płaci tyle samo podatku co rodzina z dwójką czy trójką dzieci.
- To nie jest ulga tylko dla bogatych. Rodzina z dwójką dzieci zyska dzięki niej ok. 200 zł miesięcznie. To inwestycja w przyszłość. Zadośćuczynienie dla rodzin wychowujących dzieci - wspierał go Czesław Ryszka (PiS). Dowodził, że pieniądze zainwestowane w rodzinę przynoszą korzyść całemu społeczeństwu. - Dzięki temu będziemy mieć obywateli, którzy w przyszłości będą płacić podatki i składki na ubezpieczenia społeczne - wyjaśnił. - Polska ma najgorszą politykę prorodzinną w Unii Europejskiej. Musielibyśmy być samobójcami, żeby nie uchwalić podwójnej ulgi na dzieci - stwierdził wreszcie.
- Będę za. Premier powiedział w środę, że będzie ciężko, ale rząd da radę sfinansować ulgę. Znajdzie pieniądze - powiedział Stanisław Kogut (PiS).
- Jak to w końcu jest: rząd jest przeciw, a premier za? Czy premier jest w innym rządzie? - pytał Mieczysław Augustyn (PO). Platforma zdecydowanie popiera wysoką ulgę. Zapowiada, że uwzględni ją w swoich propozycjach podatkowych. - Tą ustawą dajemy rodzinom sygnał, żeby nie obawiały się mieć dzieci - stwierdził Augustyn.
Część senatorów PiS ma jednak wątpliwości. - To krok w dobrym kierunku. Dzieci oddają to, co się w nie zainwestuje. Jak jednak pomóc rodzinom i nie zrujnować budżetu - zastanawiał się Zbigniew Trybuła (PiS). I złożył poprawkę różnicującą wysokość ulgi w zależności od liczby dzieci w rodzinie. Przy jednym dziecku odpis miałby wynosić 700 zł, przy dwójce 900 zł, a przy trójce (i kolejnych dzieciach) 1200 zł na dziecko.
Wiceprzewodniczący senackiej komisji gospodarki Jacek Włosowicz (PiS) przypomniał o swojej poprawce obniżającej ulgę do 572,54 zł. W środę komisja zaakceptowała ją głosami PiS. Komisja rodziny zgłosiła za to jednogłośnie poparty wniosek o uchwalenie bez poprawek odpisu dwukrotnie wyższego.
- Przy uchwalaniu ustawy wprowadzającej odpis w tej wysokości złamano w Sejmie reguły dobrej legislacji. Nie podano sposobu finansowania związanego z tym ubytku dochodów budżetowych - stwierdził Piotr Andrzejewski (PiS), przewodniczący komisji regulaminowej. - Ten typ procedowania budzi mój niesmak. Jestem za... uchwaleniem odpisu 1145,08 zł bez poprawek - zadeklarował pod koniec debaty.
Głosowanie w Senacie prawdopodobnie w piątek wieczorem albo dopiero w sobotę.