Podobno jeden z członków sztabu szkoleniowego już podczas kołowania samolotu we Frankfurcie zauważył wielkie skrzynie stojące na lotnisku. Nie było jednak czasu i możliwości na zatrzymanie samolotu i doładowanie brakującego bagażu. Cały sprzęt medyczny, stroje sportowe, ochraniacze, piłki - wszystko zostało w Niemczech.
Kierownictwo lotniska we Frankfurcie zobowiązało się jednak do jak najszybszego naprawienia swojego błędu i wywiązało się z przyrzeczenia. Sprzęt został wysłany najbliższym lotem do Helsinek - do hotelu miał trafić najpóźniej do godziny 21, ale dotarł już chwilę po 19.
Zdzisław Kręcina, sekretarz generalny PZPN, bagatelizuje całą sytuację. - Nie ma powodów do obaw - wieczorny trening powinien rozpocząć się bez opóźnień. Wierzę, że Niemcy staną na wysokości zadania. W razie czego sam pójdę do sklepu i kupię im piłki - żartował działacz. Nie było jednak takiej konieczności.
Trening nie był zagrożony - wszystko dzięki Finom, który zareagowali fantastycznie i postanowili dostarczyć Polakom własny sprzęt. Gdyby jednak Polacy trenowali w pożyczonym od rywali sprzęcie, trening musiałby być zamknięty dla przedstawicieli mediów.
Dlaczego? Reprezentacja Polski ma umowę na dostarczanie sprzętu z firmą Puma, Finowie korzystają z usług Adidasa. Z umową PZPN z Pumą wiąże się również zakaz publikowania wizerunku piłkarzy reprezentacji w odzieży innych firm. Sprzęt sponsora Polaków dotarł jednak na miejsce i dzięki temu pierwszy kwadrans treningu był otwarty dla dziennikarzy.