Sprzęt reprezentacji Polski zginął, ale się odnalazł

17 wielkich skrzyń ze sprzętem sportowym zostało na lotnisku we Frankfurcie nad Menem. Piłkarze, którzy właśnie przylecieli do Helsinek mieli ze sobą tylko rzeczy osobiste. Na szczęście po 19 sprzęt Polaków dotarł już na miejsce i nasi piłkarze mogli normalnie odbyć wieczorny trening

Podobno jeden z członków sztabu szkoleniowego już podczas kołowania samolotu we Frankfurcie zauważył wielkie skrzynie stojące na lotnisku. Nie było jednak czasu i możliwości na zatrzymanie samolotu i doładowanie brakującego bagażu. Cały sprzęt medyczny, stroje sportowe, ochraniacze, piłki - wszystko zostało w Niemczech.

Kierownictwo lotniska we Frankfurcie zobowiązało się jednak do jak najszybszego naprawienia swojego błędu i wywiązało się z przyrzeczenia. Sprzęt został wysłany najbliższym lotem do Helsinek - do hotelu miał trafić najpóźniej do godziny 21, ale dotarł już chwilę po 19.

Zdzisław Kręcina, sekretarz generalny PZPN, bagatelizuje całą sytuację. - Nie ma powodów do obaw - wieczorny trening powinien rozpocząć się bez opóźnień. Wierzę, że Niemcy staną na wysokości zadania. W razie czego sam pójdę do sklepu i kupię im piłki - żartował działacz. Nie było jednak takiej konieczności.

Trening nie był zagrożony - wszystko dzięki Finom, który zareagowali fantastycznie i postanowili dostarczyć Polakom własny sprzęt. Gdyby jednak Polacy trenowali w pożyczonym od rywali sprzęcie, trening musiałby być zamknięty dla przedstawicieli mediów.

Dlaczego? Reprezentacja Polski ma umowę na dostarczanie sprzętu z firmą Puma, Finowie korzystają z usług Adidasa. Z umową PZPN z Pumą wiąże się również zakaz publikowania wizerunku piłkarzy reprezentacji w odzieży innych firm. Sprzęt sponsora Polaków dotarł jednak na miejsce i dzięki temu pierwszy kwadrans treningu był otwarty dla dziennikarzy.