W Beskidach przybywa atrakcji dla osób, które uwielbiają mocne wrażenia. Po skokach na bungee, parkach linowych, mountainboardingu, ekstremalnych torach saneczkowych czy zorbingu przyszedł czas na katapultę, która pojawiła się w pobliżu dolnej stacji kolejki krzesełkowej na Czantorię.
Już z daleka widać dwa solidne stalowe słupy o wysokości 25 metrów. Jest do nich przymocowana bardzo gruba lina, ręcznie skręcana z tysięcy cienkich gumek. Chętni do wystrzelenia w powietrze stają między słupami, a obsługa katapulty zakłada im uprząż i przytwierdza do wystających z bruku uchwytów.
Silniki przy słupach naciągają gumową linę, obsługa zwalnia linkę, a śmiałek niczym pocisk wylatuje w powietrze z prędkością 30 metrów na sekundę. - Przeciążenia są zbliżone do tych, jakie występują w myśliwcach - mówi Paulina Król, obsługująca katapultę.
Osoba ważąca 70-80 kg wylatuje w górę nawet na wysokość 35 m. To tak, jakby w ciągu jednej sekundy znalazła się na wysokości dziesiątego piętra. Oczywiście liny cały czas pewnie trzymają chętnych, którzy potem przez kilka chwil huśtają się w powietrzu. Potem silniki powoli opuszczają wystrzelonych na ziemię.
Reakcje są różne. Niektórzy są przerażeni, inni się śmieją. - Wszystko dzieje się tak szybko. Człowiek nie mrugnie, a już jest na górze. Potem są emocje, gdy się opada - mówi Michał Stawiarz, który już wiele razy korzystał z katapulty.
Atrakcja jest całoroczna. Wystrzelenie jednej osoby kosztuje 40 zł, a dwóch osób w tandemie (spiętych razem) 60 zł. Katapulta jest czynna od godz. 11 do 20, a w weekendy od godz. 10 do 20.