Arka zremisowała w Pruszkowie

Najmocniejsza kadrowo Arka Gdynia zremisowała 2:2 na wyjeździe z zajmującym pierwsze miejsce w tabeli beniaminkiem Zniczem Pruszków. Goście byli lepsi, ale mogli przegrać

- Jak meczu nie można wygrać, to trzeba go przynajmniej zremisować - mówił po spotkaniu trener Arki Wojciech Stawowy. - Straciliśmy dwa punkty, ale w sumie powinniśmy być zadowoleni z remisu - dodał strzelec drugiego gola dla gości Olgierd Moskalewicz. Arka była lepsza, grała mądrzej, stworzyła więcej sytuacji, ale była blisko porażki, bo pruszkowianie dwukrotnie wykorzystali jej błędy w defensywie.

W pierwszej połowie tempo nie było szybkie. Goście spokojnie wymieniali piłkę w środku pola, a cofnięci gospodarze nie potrafili im przeszkodzić. Aktywnie grali Bartosz Karwan i Bartosz Ława i to właśnie po ich akcji w 26. min gdynianie strzelili bramkę. Po dośrodkowaniu Davida Kalouska Karwan znalazł się przed bramkarzem i spokojnie trafił do siatki.

Znicz zareagował, po strzale głową Roberta Lewandowskiego obrońca Arki wybił piłkę z linii bramkowej (napastnik Znicza uważał, że zza), ale do końca pierwszej połowy gospodarze grali jednak bojaźliwie. Po przerwie Znicz kontratakował i czekał na błędy gości. I doczekał się. W 53. min bramkarz Arki Andrzej Bledzewski przegrał pojedynek na 15. metrze z Lewandowskim i Igor Lewczuk strzelił do pustej bramki.

W 77. min Bledzewski złapał piłkę po podaniu swojego obrońcy, a rzut wolny w polu karnym mocnym strzałem wykorzystał Tomasz Piotrowski. - I wtedy za bardzo się cofnęliśmy, za późno przerywaliśmy akcje Arki - komentował strzelec drugiego gola dla Znicza. W 83. min z rzutu wolnego wyrównał Moskalewicz. - Tydzień temu zremisowaliśmy w Zabierzowie, teraz w Pruszkowie. Musimy lepiej grać na wyjazdach - kręcił głową Moskalewicz.