Nie ma paniki wśród klientów funduszy

Fundusze inwestycyjne przyciśnięte do muru przez część klientów sprzedają już akcje giełdowych spółek. Papiery odkupują od nich fundusze emerytalne. Exodusu oszczędzających jednak nie widać, bo część funduszy inwestycyjnych obroniła swoich klientów przed skutkami załamania.

Po czwartkowej panice na warszawskiej giełdzie, gdy najważniejsze indeksy spadły o 6-8 proc., analitycy nie mieli wątpliwości: trzeba się spodziewać wycofania pieniędzy przez część zawiedzionych uczestników funduszy. Tych, którzy weszli na rynek niedawno i wiedzeni wizjami krociowych zysków wpłacili pieniądze do najbardziej ryzykownych funduszy akcji. Dziś ci klienci funduszy liczą straty, bo w ciągu sześciu tygodni ceny akcji spadły o 20-25 proc. Wraz z nimi - notowania jednostek uczestnictwa.

- W skrajnym scenariuszu klienci mogą wycofać nawet kilka miliardów złotych. O skali zjawiska przekonamy się dopiero za kilka dni, gdy spłyną wszystkie dyspozycje klientów - mówił nam w piątek Sebastian Buczek, prezes ING TFI.

Emeryci odkupią akcje

Przedstawiciele funduszy, z którymi rozmawiała wczoraj "Gazeta", nie chcieli ujawnić, o ile stopniał ich majątek w ciągu ostatnich dni. Ale przyznają, że ich zlecenia sprzedaży akcji już widać na giełdzie. - W piątek mieliśmy większą niż zwykle falę umorzeń, więc musieliśmy zareagować - mówi przedstawiciel dużego towarzystwa funduszy.

Świadczy o tym spadek indeksów obrazujących nastroje na rynku małych i średnich spółek. Indeksy mWIG i sWIG spadły wczoraj o 1,9-2,7 proc., a na rynku największych firm WIG20 stracił 0,9 proc.

Warszawska giełda była wczoraj jedną z nielicznych, na których dominowały spadki.

Akcje mniejszych spółek spadły mocniej, bo handel nimi jest relatywnie niewielki, więc zlecenia składane przez fundusze mają większy wpływ na notowania.

Przedstawiciele funduszy twierdzą, że klientów umarzających jednostki jest stosunkowo niewielu. Krzysztof Samotij, prezes TFI BZ WBK, uspokaja: - W czwartek umorzenia były istotnie wyższe od średniej dziennej. Jednak już w piątek mocno spadły, a w poniedziałek wróciły do średniego poziomu z lipca czy sierpnia.

- Na razie wartość umorzeń nawet nie zbliżyła się do 3 proc. naszych aktywów, czyli poziomu, który uznalibyśmy za niepokojący - mówi nasz rozmówca z jednego z największych towarzystw funduszy. - Po piątkowej fali umorzeń w poniedziałek było spokojnie - dodaje przedstawiciel innego TFI.

Nasi rozmówcy zgodnie przyznają, że akcje, które muszą wystawić na sprzedaż fundusze inwestycyjne, odkupują od nich w dużych pakietach fundusze emerytalne. Dla nich po ostatnich spadkach ceny akcji znów są atrakcyjne.

Część funduszy nie dała się zaskoczyć

Pociesza to, że zdecydowana większość klientów funduszy - nawet tych najbardziej agresywnych - straciła w ostatnich tygodniach znacznie mniej pieniędzy, niż wyniosły spadki indeksów giełdowych. To może ograniczyć liczbę tych, którzy zdecydują się na wycofanie pieniędzy.

"Gazeta" sprawdziła notowania jednostek funduszy w ostatnim miesiącu. Na ostatnie cztery tygodnie przypadła bowiem główna część spadków na giełdzie. Okazuje się, że nawet wśród najbardziej "odchudzonych" funduszy inwestujących w małe i średnie spółki znalazły się rodzynki - np. fundusz Skarbiec Małych i Średnich Spółek stracił tylko 9,4 proc. To prawie dwa razy mniej niż giełdowe indeksy tego segmentu rynku.

Wśród inwestorów, którzy trzymają pieniądze w "zwykłych" funduszach akcji, też było sporo szczęściarzy. Fundusze akcji spod znaku Allianz czy PKO BP straciły przez miesiąc raptem 8-10 proc., gdy WIG zjechał o 13 proc. Funduszowi PKO BP pomogło szczęście - po prostu nie zdążył zainwestować w akcje setek milionów złotych, które oszczędzający wpłacili do niego w lipcu.

Nieźle spisały się tzw. fundusze aktywnego zarządzania. Mogą one elastycznie zmieniać udział akcji w swoim portfelu, zastępując klienta w przewidywaniu koniunktury na giełdzie. W czasie ostatnich spadków większość z nich nie dała się zaskoczyć. Allianz Aktywnej Alokacji czy Noble Fund Mieszany straciły tylko 4-6 proc., odpowiednio wcześnie sprzedając część akcji.

Nie tylko akcje, nie tylko polskie

Wygrali też ci, którzy uwierzyli w modę na fundusze inwestujące w akcje nie tylko w Polsce, ale w całym regionie Europy Środkowej. Najlepszy w tej kategorii wśród otwartych funduszy - UniAkcje Nowej Europy - stracił niecałe 9 proc. - Na sąsiednich rynkach akcje są relatywnie tańsze - przypomina Błażej Bogdziewicz z TFI BZ WBK.

Jeszcze mniej stracili posiadacze udziałów funduszy inwestujących na całym świecie. Np. wartość udziałów w funduszu UniGlobal spadła przez miesiąc tylko o 4,6 proc.

Analitycy tłumaczą, że w chwilach kryzysów akcje na rozwiniętych rynkach tanieją wolniej niż na tzw. rynkach wschodzących. - Tam nie było tak szalonych wzrostów cen jak np. u nas. Więc i skala korekty jest mniejsza. To argument za tym, że warto rozkładać swoje inwestycje na różne rynki - komentuje Łukasz Kwiecień z zarządzającej funduszami firmy Pioneer Investments.

Swoją szansę wykorzystała też większość funduszy, które mogą inwestować nie tylko w akcje, ale też w kontrakty terminowe oraz inne instrumenty pozwalające zarabiać w czasie bessy na giełdzie.

Notowania zamkniętego funduszu Opera przez miesiąc wzrosły o 4,7 proc., a udziały funduszu Investors FiZ - o pół procentu. - Przewidując dużą korektę, już od kilku miesięcy wyprzedawaliśmy akcje i zabezpieczyliśmy aktywa kontraktami terminowymi opartymi na najbardziej płynnych indeksach światowych - mówi Grzegorz Mielcarek z Investors. Nie poszczęściło się za to innej grupie funduszy tego typu - udziały funduszy Superfund spadły o 18-28 proc. Znacznie bardziej niż fundusze akcji.

Na podsumowania, ilu klientów straciły fundusze w wyniku giełdowego załamania, jest jeszcze za wcześnie. Ale jeśli przyjąć, że pierwsza fala rozczarowanych inwestorów zgłosiła się do funduszy po swoje pieniądze w czwartek-piątek w ubiegłym tygodniu, to dziś powinien być ostatni dzień realizowania ich zleceń.