Oskarżyciele stwierdzili, że wypowiedzi o. Tadeusza Rydzyka "nie zawierały znamion czynu zabronionego", ale nie podali uzasadnienia swojej decyzji. - Udostępnimy je, gdy postanowienie o odmowie wszczęcia postępowania będzie prawomocne - powiedziała Ewa Janczur, zastępca szefa Prokuratury Rejonowej Toruń Centrum Zachód na wczorajszej konferencji prasowej, na której poinformowała o sposobie załatwienia sprawy.
Stanie się to najwcześniej za siedem dni, o ile nikt nie odwoła się od tej decyzji do sądu. Według Janczur może to zrobić wyłącznie prezydent Lech Kaczyński, jedyny pokrzywdzony w tej sprawie. Jej zdaniem, zażalenie nie przysługuje natomiast nikomu spośród 15 osób i dwóch stowarzyszeń, które złożyły doniesienie na o. Rydzyka.
Zawiadomienia "o prawdopodobieństwie popełnienia przez niego przestępstwa" zaczęły wpływać do toruńskiej prokuratury po tym jak 9 lipca "Wprost" zamieścił w internecie fragmenty kwietniowych wykładów toruńskiego redemptorysty dla studentów Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej. Szef Radia Maryja nazwał podczas nich Marię Kaczyńską "czarownicą" i zachęcał ją do poddania się eutanazji. O prezydencie powiedział natomiast, że go oszukał. Złajał go m.in. za wstrzymanie ekshumacji w Jedwabnem: "Przecież tam chodzi o 65 mld dol., żeby Polska dała. Za co? Przyjdą do pana i powiedzą: Proszę mi oddać ten skafander. Ściągaj spodnie. Buty dawaj" - mówił.
W innym miejscu wytknął Lechowi Kaczyńskiemu: "dajecie na muzeum Holocaustu niejeden hektar ziemi w Warszawie. A tam ziemia (...) droższa niż w Japonii, w Tokio. I jeszcze dajecie dwie trzecie pieniędzy na to muzeum".
Nagrania oburzyły środowiska żydowskie. Centrum im. Szymona Wiesenthala w Los Angeles zaapelowało do papieża Benedykta XVI o odwołanie o. Rydzyka, a jego założyciel i dziekan - rabin Marvin Hier - nazwał toruńskiego redemptorystę "Goebbelsem w koloratce". Głos zabrał także ambasador Izraela w Polsce David Peleg - zażądał aby na antysemickie wypowiedzi dyrektora Radia Maryja zareagowało Ministerstwo Sprawiedliwości. Resort odpowiedział, że zrobi to dopiero, gdy na temat sprawy wypowie się toruńska prokuratura. A ta się nie śpieszyła. Po pełen zapis nagrań wykładów wystąpiła do redakcji tygodnika dopiero dwa tygodnie po ich ujawnieniu. Potem czekała 15 dni, aż nadejdzie przesyłka. Janczur poinformowała wczoraj, że decyzję o odmowie wszczęcia śledztwa wydała na podstawie "przesłuchania i analizy dysku CD" ze słowami o. Rydzyka. - Po odsłuchaniu całości nagrań nie mamy żadnych wątpliwości, że nie mamy tu do czynienia z przestępstwem znieważenia prezydenta RP, ani osób narodowości żydowskiej z powodu jej przynależności narodowej lub wyznania - powiedziała.
Uśmiechem skwitowała pytanie o to, czy resort szczególnie interesował się tą sprawą. - Żadnych nacisków nie było - dodała po chwili.
Janczur nie odpowiedziała na pytanie, jakimi przesłankami kierowała się uznając, że wypowiedzi redemptorysty mieszczą się w granicach prawa. - To o czym one świadczą? - zapytaliśmy.
- Analizowaliśmy je tylko pod kątem odpowiedzialności karnej - powiedziała autorka decyzji.
Dodała, że w ogóle nie badała sprawy pod kątem ewentualnego zniesławienia Mari Kaczyńskiej. - To przestępstwo ścigane z oskarżenia prywatnego - stwierdziła. - Interes społeczny nie wymagał, abyśmy prowadzili takie postępowanie z urzędu. Poza tym pani Maria Kaczyńska nie złożyła zawiadomienia, że została zniesławiona.