Janusz Kazberuk: To prawda, że nie ma borowików, maślaków czy podgrzybków, ale jest sporo kurek. A zwykle jest tak, że gdy mamy wysyp kurek, to innych grzybów są tylko śladowe ilości. Kurek jest tak dużo, że ich ceny w tym roku są niższe niż w ubiegłym o ponad 30 proc. Skupy płacą po 8 zł za kg, a rok temu płacono po 12 zł. A ponieważ rynek niemiecki trochę się zablokował dla kurek, to w tym roku dużo więcej tych grzybów trafia na nasz krajowy rynek. To smaczne, świetne grzyby. Konsumenci powinni się cieszyć.
- Tego, niestety, nie sposób przewidzieć. Matka natura jest nieobliczalna. Teoretycznie mamy dobry rok, ściółka w lasach ma wystarczająco dużo wilgoci, bo deszcze padają co 2-3 dni. Więc już teraz grzyby powinny się pojawiać. Ale myślę, że jest za gorąco. Borowiki, maślaki, podgrzybki lubią, kiedy nocą temperatura wynosi ok. 7-8 stopni, a w dzień 15. Teraz natomiast jest tak ciepło, że grzyby rosłyby od razu robaczywe. Dobrze więc, że ich nie ma. Potrzebny jest szok termiczny - kilka dni schłodzenia gleby, a grzybnia zacznie pracować.
Ale cierpliwości, sezon dopiero przed nami. Dawniej na grzyby chodziliśmy we wrześniu, październiku. Od pewnego czasu zbieramy grzyby latem w czasie wakacji, a to wcale nie jest normalne. Zaczekajmy na okres naturalnego ochłodzenia, na czas, kiedy w lesie długo utrzymuje się rosa na ściółce, a grzybów pewnie się doczekamy. Choć każdy rok jest w lesie inny i warunki mogą być doskonałe, a grzybów z powodów wiadomych tylko naturze będzie mało.
- Będą na pewno. Żyjemy w czasach globalnych, nieurodzaj w kraju nie oznacza braku grzybów na półkach sklepowych. Sprowadzamy je z całego świata - od Chile po Rosję. Z Chile są doskonałe maślaki i rydze, natomiast z krajów bałkańskich - borowiki z ciemnymi kapeluszami, rarytas. Nawet z Australii można sprowadzić rydze i maślaki. Dużo grzybów jest też u naszych sąsiadów - w Estonii, na Łotwie i Litwie, w krajach skandynawskich.
- Wcale nie. Prawda jest taka, że nasze krajowe grzyby są drogie i dla przetwórstwa bardziej opłaca się sprowadzić rydze z Chile niż kupić na Podlasiu.
- To kolejny mit. Polska jest krajem, gdzie zarówno borówki jak i żurawiny występują w minimalnych ilościach. Przemysł bazuje tu na imporcie. Około 90 proc. tego runa leśnego, jakie potem konsumenci kupują w sklepach jako owoce mrożone lub w słoiczkach, sprowadzamy z innych krajów. Borówki przywozimy głównie z krajów nadbałtyckich - Łotwy, Litwy i Estonii, natomiast żurawinę - spod St. Petersburga. Tam jest taki rejon, gdzie rośnie podobno najlepsza żurawina na świecie i z całego świata przyjeżdżają po nią kupcy. Borówki pojawią się we wrześniu, żurawiny w październiku.
- Tak i w tym roku zebraliśmy ich wyjątkowo dużo. Ale mimo iż był urodzaj, ceny były wysokie - w skupie płacono po 10-11 zł za kilogram. Dopiero teraz, kiedy jagody już się kończą, cena spadła do 9,5 zł. Ceny były wysokie, bo brakowało innych owoców. To był kiepski rok dla truskawek, czereśni, wiśni czy porzeczek, bo wiosenne przymrozki zniszczyły plony. Był więc większy popyt na jagody, bo chłodnie przecież pracują i musiały skupić jakieś owoce, które potem idą jako dodatek do jogurtów i różnego rodzaju deserów.