Autobusy w Kielcach stoją

Trwa protest komunikacji miejskiej w Kielcach. Ponaddwustutysięczne miasto jest sparaliżowane. Od wtorku na ulice nie wyjechał żaden autobus. Władze miasta zapowiadają transport zastępczy, ale częściowy, i to dopiero od soboty.

To pierwszy od kilkunastu lat tak potężny protest w komunikacji miejskiej. Codziennie w Kielcach linie obsługuje 144 autobusy. Trzeci dzień mieszkańcy muszą sobie radzić sami. Najgorsza sytuacja panuje tam, gdzie trwa praca zmianowa i gdzie bladym świtem ludzie muszą wyruszyć autobusem. Na przykład w kieleckim Chemarze. Pracuje tam kilka tysięcy osób. - Nie powinno dojść do strajku, bo uderza on w zwykłych ludzi - mówił rozżalony Stanisław Pastuszko, którego spotkaliśmy przed Chemarem. Rano dojechał do pracy busem, który wiózł pasażerów spod kieleckich gmin do miasta.

Na ulicach Kielc mimo wakacji tworzą się ogromne korki, bo kto tylko może, wyjeżdża samochodem. Obroty taksówkarzy wzrosły o 80 proc., bo ludzie próbują dostać się do pracy.

O tym, że załoga MPK szykuje się do strajku generalnego, wiadomo było od dawna. Mimo zapowiedzi władz miasta, że są na to przygotowane, że zaraz następnego dnia w mieście pojawi się transport zastępczy, kielczanie są zdani na siebie. Transportu zastępczego nie ma. Jak mówi Marian Sosnowski, dyrektor Zarządu Transportu Miejskiego, który wykupuje usługi komunikacyjne dla miasta, autobusy zastępcze pojawią się dopiero w sobotę, i to nie na wszystkich liniach. - Przygotowujemy rozkłady jazdy dla autobusów komunikacji zastępczej. Pojazdów będzie około 80. Spróbujemy obsługiwać większość linii, chociaż kursów będzie mniej - twierdzi Zbigniew Michnicki z ZTM.

Dlaczego tak późno? - Organizacja trwa tak długo, bo przewoźnicy muszą zadbać o parkingi dla autobusów, zakwaterowanie dla kierowców - tłumaczy Sosnowski.

Strajk jest konsekwencją planów miasta, by sprywatyzować miejską spółkę. Związkowcy z zakładowej "Solidarności", powołując się na porozumienie, które przed ostatnimi wyborami podpisał z zarządem regionu NSZZ "Solidarność" ubiegający się o reelekcję prezydent Wojciech Lubawski, oczekują, by przed sprzedażą został podpisany pakiet socjalny. Prezydent obiecał im to w zamian za poparcie w wyborach. Związkowcy twierdzą, że umowy nie dotrzymał. Władze miasta uważają, że zawarcie pakietu socjalnego będzie możliwe, kiedy uprawomocni się przetarg na obsługę komunikacyjną miasta, który wygrało MPK, a ma to się stać za blisko 3 tygodnie. Związkowcy twierdzą, że inne obietnice składał im zarówno inwestor (ma nim być Veolia Transport, z którą prezydent Lubawski spisał umowę przedwstępną sprzedaży spółki), jak i same władze miasta.

Tymczasem ZTM zerwał umowę z MPK na obsługę komunikacyjną miasta. Oznacza to, że spółka, w której pracuje ponad 600 osób, może zostać zlikwidowana. Złożenie wniosku o likwidację zapowiedział wiceprezydent Andrzej Sygut.

Bogdan Latosiński, szef zakładowej "Solidarności": - Mamy dosyć upodlenia. Od dwóch lat jest spór zbiorowy w firmie; by ratować spółkę, dobrowolnie obniżyliśmy sobie pensje, a zarząd wciąż nie chce rozmawiać o podwyżkach. Veolia obiecała, że na początku sierpnia będzie z nami rozmawiała o pakiecie socjalnym. Jej prezes był w Kielcach kilka dni temu i nawet nie raczył się z nami spotkać. Pensja kierowcy z najniższym stażem w kieleckim MPK wynosi 1,2 tys. zł, a średnie wynagrodzenie to 2,4 tys. zł brutto.

Strajk w MPK jest: