Pomysł gdańskiej spółki Datera jest prosty: wymyślony przez nią system FreecoNet ma poprowadzić rozmowę po łączu internetowym tak, by klient zapłacił jak najmniej. Lub nie zapłacił wcale. Wystarczy dostęp do internetu, nie trzeba rezygnować ze zwykłego telefonu.
Sprawdź, jak skonfigurować komórkę, aby dzwonić za darmo
- Do korzystania z FreecoNetu namówił mnie znajomy, który z kolei znał szefów całego przedsięwzięcia - mówi "Gazecie" Tomasz Kulisiewicz, niezależny analityk telekomunikacyjny. Był jednym z pierwszych użytkowników testujących nową usługę.
- Dzwonię przeważnie do znajomych, którzy też korzystają z FreecoNetu. Zdarza mi się też zadzwonić na Węgry czy do Chorwacji. Gdy pracuję ze znajomymi nad jakimś projektem, potrafimy przegadać całe noce, a jednak 50 zł wpłacone na konto we FreecoNecie w listopadzie wciąż jeszcze nie jest wygadane - mówi ekspert.
Jak to działa? Jeśli zarejestrujesz swój numer we FreecoNecie i to samo zrobi twój kuzyn np. ze Szczecina, rozmawiacie ze sobą za darmo, kiedy i ile dusza zapragnie (o ile oczywiście telefon jest połączony z internetem). To samo tyczy się wszystkich numerów w bazie FreecoNetu.
Na pierwszy rzut oka niczym nie różni się to od oferty innych operatorów telefonii internetowej jak choćby Skype'a, Actio czy IPfona - bo wszędzie rozmowy pomiędzy użytkownikami danej sieci są bezpłatne. Podobnie działają operatorzy tradycyjni: np. w planie Telekomunikacji Polskiej "darmowe weekendy" nie płacisz za rozmowy w sieci TP SA.
Ale po pierwsze, FreecoNet nie jest operatorem. Po drugie, idzie o krok dalej - dla FreecoNetu nie ma znaczenia, kto jest operatorem - może to być równie dobrze TP SA, jak i Netia, Era czy internetowy EasyCall. I za darmo możesz rozmawiać zarówno z kuzynem, który abonament płaci TP SA, jak i z bratem, którzy numer wykupił u EasyCall. By to samo osiągnąć bez FreecoNetu, trzeba by mieć konto u obu operatorów.
Dzwonić można albo używając komputera i słuchawek z mikrofonem, albo przez zwykły telefon - wystarczy podłączyć go do specjalnego urządzenia, tzw. bramki VoIP, która umożliwia rozmowy przez internet.
Opłaty za korzystanie z usługi są, ale niewielkie - pierwsze trzy miesiące są gratis. Potem, co miesiąc, za korzystanie z FreecoNetu płaci się 2 zł.
W idealnym świecie, w którym wszystkie możliwe numery byłyby zarejestrowane w bazie firmy Datera, za równowartość puszki Pepsi można by porozmawiać za darmo dosłownie z każdym.
Tyle że nawet Krzysztof Malicki, prezes Datery, nie wierzy w taki scenariusz. Jego zdaniem i tak zawsze znajdą się osoby, które do FreecoNetu nie wejdą. Choćby dlatego, że nie wiedzą, że mogą.
- Zdecydowana większość społeczeństwa nawet nie słyszała o tym, że poza tradycyjną telefonią istnieje coś takiego jak VoIP - mówi Malicki. - A nas nie stać dziś na kampanię taką, jak miał np. Play - przyznaje. Datera we FreecoNet zainwestowała ok. 2 mln zł i dopiero negocjuje z jednym z funduszy inwestycyjnych ewentualny zastrzyk kapitału.
W efekcie dziś prawdopodobieństwo, że dzwoniąc przez FreecoNet trafimy na numer, na który możemy zadzwonić za darmo, jest bliskie zeru. Choć usługa ruszyła jesienią zeszłego roku, ma nieco ponad 5 tys. użytkowników. W porównaniu z około 10 mln klientów stacjonarnych w TP SA to kropla w morzu.
Oczywiście, do osób, które nie są zarejestrowane w Freeconecie, też można się dodzwonić - przez swojego operatora (taką opcję trzeba ustawić we FreecoNecie). Ale w tym wariancie klient musi opłacać i abonament, i płaci też za rozmowy.
Dlatego Datera wymyśliła TelArenę - giełdę, na której operatorzy rywalizują o każde połączenie. Zasada jest prosta - wygrywa ten, który zaoferuje najniższą stawkę w danym kierunku. Np. jeśli zadzwonisz na komórkę, a najtańsze połączenia oferuje EuroTelekom (33 grosze bez prezentacji numeru), zapłacisz po jego stawkach. A jeśli wykręcisz numer krajowy, a najtaniej ma akurat Crowley - zapłacisz właśnie jemu. Użytkownik nie musi podpisywać umów z operatorami - rozlicza się tylko z FreecoNetem. Nie płaci dodatkowo za korzystanie z TelAreny, a system za każdym razem automatycznie wyszukuje najtańsze połączenie. I może też zrezygnować z abonamentu.
TelArena ma się stać siłą napędową FreecoNetu - jak mówi Malicki, gdy tylko ruszyła giełda operatorów, użytkowników szybko zaczęło przybywać. Na początku operatorów było trzech, teraz jest ich już pięciu: Netia, Deutsche Telekom, EuroTelekom, GTS Energis i Crowley. Oczywiście trudno oczekiwać, by przy takiej liczbie użytkowników był to dla nich duży ruch. Ale z obecności na TelArenie są zadowoleni.
- Dziś traktujemy to jako ciekawą inicjatywę, która z pewnością będzie zyskiwać z każdym rokiem więcej użytkowników - mówi nam Tomasz Zabrocki, prezes EuroTelekomu. - Jestem przekonany, że za dwa-trzy lata, takie usługi jak Freeconet będą zjawiskiem masowym - dodaje.
Klientom konkurencja wśród operatorów może wyjść tylko na dobre: Crowley już zapowiada nowe stawki i walkę o połączenia z telefonami komórkowymi, zaś Netia ostrzy sobie zęby na rozmowy międzynarodowe. - Stawki do najpopularniejszych państw, takich jak Wielka Brytania, Irlandia, Stany Zjednoczone czy Niemcy, będą wynosić 8-9 groszy za minutę - mówi Agnieszka Kacprzycka z Netii. A jak dowiedziała się "Gazeta", wkrótce do TelAreny dołączy Exatel - w tej chwili operator przeprowadza testy.
Malicki liczy na to, że dzięki TelArenie do końca roku platforma będzie miała 15 tys. użytkowników. I FreecoNet przestanie przynosić straty. Co więcej, szef Datery ma też apetyt na zagraniczne rynki - jeszcze w tym roku FreecoNet ma wystartować w Rosji. - Uruchamiamy spółką joint-venture z lokalnym partnerem, który będzie zachęcał rosyjskich operatorów do wejścia na TelArenę - mówi Malicki. Liczy, że do końca 2008 r. FreecoNet zdobędzie w Rosji ok. 10-15 tys. użytkowników. Spółka pracuje też nad uruchomieniem usługi m.in. w Słowacji i na Węgrzech. W Wlk. Brytanii, Niemczech, Francji czy Hiszpanii spółka dopiero szuka partnerów do rozmowy. Myśli też o rynku amerykańskim - już w październiku zeszłego roku Datera prowadziła rozmowy z potencjalnymi partnerami. - Ale trafiliśmy na zły okres - mówi Malicki. Wówczas sąd uznał, że Vonage (operator VoIP, ma blisko 2,5 mln klientów) narusza rozwiązania opatentowane przez tradycyjnego operatora Verizon i nakazał zapłatę 58 mln dol. odszkodowania. To nieco schłodziło entuzjazm rynku do technologii VoIP. - Prawnik, który pomaga nam w kontaktach, już ostrzegł, że AT&T pozwałoby nas za logo - mówi szef Datery (obie firmy mają w logo kulkę). A AT&T to gigant, którego stać na wieloletnie procesy, FreecoNet od razu miałby poważne kłopoty.
Malicki liczy, że w ciągu trzech-pięciu lat ich usługa zdobędzie 100-300 tys. abonentów. Choć zastrzega, że rynek telekomunikacyjny tak dynamicznie się zmienia, że "dwa lata to niemal era".
Co na to eksperci? - Tego typu usługi to przyszłość rynku telekomunikacyjnego. Rozwiązania VoIP będą promowane nie tylko przez niszowych graczy, ale i przez dużych operatorów - mówi Tomasz Kulisiewicz. Jego zdaniem za kilka lat każde połączenie będzie realizowane przez taką giełdę, choć użytkownik raczej nie będzie o tym wiedział. Optymalnego wyboru dokona za niego firma, z którą podpisze umowę.
- Usługa będzie coraz bardziej popularna, ale prognozy, że stanie się usługą powszechną za trzy lata są zbyt optymistyczne - uważa jednak dr Jerzy Kubasik, analityk rynku telekomunikacyjnego z Politechniki Poznańskiej. Zwraca on uwagę na to, że większość z nas woli kupić telefon u operatora, czy to stacjonarnego, czy komórkowego - i dzwonić, nie myśląc o niczym innym. A VoIP wymaga przede wszystkim wiedzy i pewnych dodatkowych czynności - jak logowanie i aktywacja usługi czy podłączenie telefonu z internetem.
Poza tym operatorzy nie zasypiają gruszek w popiele. - Już teraz proponują ryczałtowe abonamenty, w których za stałą miesięczna kwotę rozmawiamy, ile dusza zapragnie. Rynek będzie szedł w tym kierunku, co sprawi, że rozwiązania typu VoIP nie dla każdego będą opłacalne - mówi Kubasik.