To co dzieje się na giełdach na świecie, zwłaszcza w Nowym Jorku, ma duże znaczenie dla polskich inwestorów. Na giełdach jest znowu nerwowo, tak nerwowo, że głos w tej sprawie postanowił zabrać prezydent Stanów Zjednoczonych George W. Bush. Po spotkaniu z doradcami ekonomicznymi prezydent zapewnił, że podstawy amerykańskiej gospodarki pozostają silne.
- Od 2003 r. nasza gospodarka stworzyła ponad 8,3 mln nowych miejsc pracy, przy prawie nie przerwanym wzroście gospodarki przez ostatnie cztery lata - mówił prezydent. - Gospodarka rośnie w stałym tempie - w ostatnim kwartale wzrost PKB wyniósł 3,4 proc. w skali roku. Kiedy ludzie zarabiają pieniądze wzrastają wpływy z podatków. W tym roku spodziewamy się wyższych wpływów o 167 mld USD w porównaniu do zeszłego roku.
Bush dowodził, że rosnące przychody podatkowe połączone z ograniczeniem wydatków pomogły obniżyć deficyt, co udało się bez podnoszenia podatków dla pracujących oraz właścicieli małych przedsiębiorstw i farmy.
- Jednym ze sposobów na rozwój gospodarki jest otwieranie kolejnych rynków na amerykańskie produkty i usługi, a najlepszym sposobem na to jest rozwój wolnego handlu. Wynegocjowaliśmy nowe porozumienia handlowe z Peru, Kolumbią, Panamą i Koreą. Teraz na Kongresie ciąży odpowiedzialność zatwierdzenia tych porozumień - powiedział George Bush.
Zapewnienia prezydenta o dobrej kondycji amerykańskiej gospodarki nie zdołały jednak powstrzymać spadków na giełdach europejskich. Po informacjach z drugiego największego banku w strefie euro BNP Paribas, który zamroził 1,5 mld euro w trzech swoich funduszach,. w sektorze "trudnych" pożyczek hipotecznych subprime, europejskie indeksy ponownie zanotowały spore spadki. W reakcji na tę informację kapitał zaczął uciekać z giełd i rynków wschodzących do Stanów Zjednoczonych.
- Na rynek wróciły spadki, a przyczyną były poranne informacje o problemach trzech funduszy BNP Paribas. To spowodowało odwrót inwestorów w całej Europie - powiedział analityk DM BZ WBK, Tomasz Jerzyk.