W niedzielę wieczorem chłopak stał na ulicy przed swoim domem w dzielnicy Bobrek. Jego matka wyglądała przez okno. W pewnym momencie na oczach kobiety trzech rosłych mężczyzn wciągnęło chłopca do samochodu. Odjechali w nieznanym kierunku. Po blisko 40 minutach matka odebrała telefon. - "Szykuj 200 zł, a dostaniesz syna z powrotem" - usłyszała. Kobieta zgodziła się. Ustalono miejsce przekazania okupu i uwolnienia chłopca. Miała to być stacja paliw w rejonie Bytomia Stroszka.
Od razu po tej rozmowie rodzina porwanego zadzwoniła na policję. Funkcjonariusze poinstruowali ją, co dalej robić, jak się zachowywać. Kilka minut później znowu zadzwonili porywacze. Tym razem informowali, że zmieniają miejsce spotkania na stację benzynową w centrum miasta.
Rodzice pojechali we wskazane miejsce. Za nimi policja. Na stacji było tylko dwóch mężczyzn, którzy natychmiast zostali zatrzymani. W samochodzie, którym przyjechali, nie było nastolatka. Okazało się, że był przetrzymywany przez trzeciego z porywaczy w zaroślach, kilka kilometrów dalej. - Na szczęście nic mu nie zrobili, chłopak był tylko bardzo przestraszony - mówi Adam Jakubiak, rzecznik bytomskiej policji.
Trójka napastników trafiła do aresztu. W poniedziałek przez cały dzień byli przesłuchiwani. - Są w wieku od 21 do 23 lat. Wcześniej nie byli notowani. W czasie zdarzenia byli trzeźwi. Za pozbawienie chłopca wolności grozi im od 3 miesięcy do 5 lat więzienia - informuje Jakubiak.