Delikatesy idą na giełdę

Polskie sieci sklepów są mocne w sprzedaży żywności z górnej półki. Wczoraj jedna z nich - Bomi - zaczęła oferować inwestorom swoje akcje

- Ten słoik miodu na prezentacji nie jest przypadkowo. Ci, którzy zainwestują w nasze akcje, dobiorą się do miodku - tak przekonywał na konferencji prasowej do zakupu akcji sieci delikatesów Bomi jej prezes Stanisław Okonek.

Bomi to najmniejsza z trójki polskich sieci delikatesowych. Jej przychody za 2006 r. to 378 mln zł (dane spółki). Poznański Piotr i Paweł sprzedał w tym czasie towar za 820 mln zł, a krakowska Alma Market za 478,5 mln (dane Detal Dzisiaj). W tym roku Bomi ma już osiągnąć przychody w wysokości 520 mln zł.

Zdaniem Okonka w akcje Bomi opłaca się inwestować, bo po pierwsze, spółka chce być liderem rynku, a po drugie, apetyt Polaków i mieszkających w kraju cudzoziemców na luksusowe wina, sery czy ośmiornice rośnie o wiele szybciej niż na normalne produkty spożywcze. Rynek delikatesów idzie w górę w tempie 22 proc. rocznie, reszta sektora artykułów spożywczych - ok. 3 proc. - Nasz dział handlowy zastanawia się nad sprowadzeniem do naszych sklepów puddingu. Dla Polaków to niejadalne, ale w Warszawie mieszka około 5 tys. Anglików - opowiada prezes.

Produkty luksusowe zdaniem spółki są przy tym mało wrażliwe na zmiany koniunktury gospodarczej.

Środki z emisji, czyli 99,9 mln zł, pójdą na 30 nowych sklepów oraz modernizację już istniejących. Dziś Bomi ma 21 sklepów, Alma osiem, a Piotr i Paweł 33.