Wasz kraj jest kolejnym etapem w czynieniu siatkówki sportem pierwszoligowym, jednym z najpopularniejszych na świecie - mówił Meksykanin. - Mamy Brazylię, Japonię, teraz doszła Polska, są Włochy etc. Siatkówka osiągnęła sukces, trafiła do telewizji, rozwinęła się marketingowo. W zeszłym roku powstała niby konkurencyjna federacja światowa w Kopenhadze (przeciwnicy zarzucają Acoście autorytarny styl rządzenia, który "ma mu pomagać wzbogacać się kosztem siatkówki"), ale w ogóle się nią nie martwię. Zawsze znajdą się neurotyczni ludzie usiłujący zwracać na siebie uwagę, ale to my zrzeszamy 219 krajów i organizujemy rozgrywki lepiej niż kiedykolwiek.
Teraz będą juniorskie mistrzostwa w Maroku, Meksyku, Tajlandii, wy przyjęliście finalistów LŚ. Czyli kto rządzi siatkówką? Tylko FIVB. A ja chce pozostać szefem tak długo, jak długo ludzie będą uważali, że jestem pożyteczny. Jeśli stwierdzą, że już nie jestem, odejdę, a najlepsze pamiątki będę miał z Polski. Za dwa lata skończę 75 lat, ale mój mandat wygasa dopiero 2010 roku. Pracy jest sporo, siatkówkę trzeba wciąż udoskonalać. Na razie nie przewiduję kolejnych zmian w przepisach, ale po igrzyskach olimpijskich pomyślimy o wprowadzeniu dwóch libero.
- To, co widzę tutaj, staje się wzorcem dla innych. Wierzcie mi albo nie, ale podróżowałem po całym świecie, widziałem wiele hal, słuchałem wrzasków brazylijskich fanów, ale nigdzie, absolutnie nigdzie kibice nie wspierają siatkarzy tak szaleńczo, jak w Katowicach [Meksykanin był już w Spodku w 2001 roku, kiedy również odbywał się tutaj turniej finałowy LŚ]. Wasza siatkówka zrobiła nieprawdopodobny postęp, a pamiętajcie, że może być lepiej - półfinał tych rozgrywek oznacza przecież nie tylko sukces sportowy, lecz także ogromne pieniądze dla polskiej federacji. Obserwujemy, co się u was dzieje i będziemy wysyłać instrukcje do innych krajów, by wasze osiągnięcia - i marketingowe, i w budowaniu fantastycznego święta dla kibiców - wyeksportować do całej Europy.