Pod koniec zeszłego tygodnia za dolara płacono zaledwie 2,72 zł. Kilka lat temu kosztował grubo ponad 4 zł.
Amerykańska waluta słabnie na całym świecie. Na międzynarodowym rynku walutowym w piątek dolar był najsłabszy w historii w stosunku do euro (czyli od 1999 r.) - kosztuje ono już blisko 1,38 dol. W porównaniu z funtem brytyjskim dolar jest najtańszy aż od 26 lat. Inwestorzy na całym świecie sprzedają dolary, bo wolą lokować kapitał w euro. Zachęcają do tego plany dalszych podwyżek stóp procentowych przez Europejski Bank Centralny.
Tymczasem, jak sprawdziliśmy, Polacy wciąż darzą wielkim sentymentem amerykańską walutę. Na bankowych kontach trzymają blisko 5 mld dol. - to prawie połowa wszystkich dewizowych oszczędności. Nie zrobili dobrego interesu - od naszego wejścia do Unii w 2004 r. dolar staniał o 31 proc. Co począć z tym problemem?
Analityk firmy doradczej Open Finance Emil Szweda ma trzy rady:
- Najprostszym wyjściem byłoby machnięcie ręką na stratę i po prostu udanie się do kantoru - pisze Szweda. Jest jednak zawsze ryzyko, że dolary sprzeda się w samym "dołku". Historia jest pełna tego rodzaju przypadków. W lutym 2004 r. Polacy chętnie kupowali euro, obserwując, jak jego kurs zmierza w kierunku 5 zł (taka cena padła w kantorze). Stan gospodarki rysowano w czarnych barwach, wejście do UE miało podnieść ceny wielu towarów - znalazło się kilka przyczyn, które rzeczywiście w tamtym czasie mogły skłonić do kupna euro. Z dolarem miała miejsce całkiem podobna historia - w lipcu 2001 r. minister finansów Jarosław Bauc poinformował o istnieniu dziury budżetowej w wysokości 80 mld zł! Jednego dnia kurs dolara skoczył z 4 do 4,4 zł. Co dziś czuje człowiek, który kupił dolary po tej cenie, święcie przekonany o nieuchronnym bankructwie finansów państwa? Trudno przesądzić, czy właśnie dziś dolar jest wyceniany najniżej.
O przyczynach umocnienia dolara i prawdopodobnym utrzymaniu trendu można poczytać w wielu miejscach - pogarszająca się sytuacja na rynku nieruchomości w USA, banki centralne redukujące rezerwy walutowe w dolarze, olbrzymi deficyt handlowy i budżetowy. Warto zadać pytanie - czy sytuacja dolara może się jeszcze pogorszyć?
Zainwestować? Rój funduszy
Rozsądnym wyjściem z dylematu - sprzedać czy trzymać dolary - wydaje się ich zainwestowanie. Najlepiej w funduszach, które przyjmują wpłaty w dolarach, ale pieniądze inwestują poza USA. Jeśli bowiem fundusz chce kupić akcje np. w Rosji, to zamienia pozyskane dolary na ruble. Jeśli akcje drożeją, a rubel się umacnia, to fundusz zarabia i na wzroście cen akcji, i na umocnieniu rubla - w takim układzie spadek wartości dolara nie ma specjalnie znaczenia dla inwestora z Polski.
Polacy mają dziś do wyboru dobrych kilkadziesiąt funduszy przyjmujących wpłaty w dolarach - Franklin Templeton, WIOF, Merrill Lynch - to niektóre z nich. Co ciekawe, niektóre z nich inwestują wyłącznie w... Polsce. Można więc, posiadając dolary, zarabiać na inwestycjach na warszawskiej giełdzie.
Trzecią i najbardziej kuszącą (co nie znaczy, że najbardziej opłacalną) opcją jest wydanie posiadanych oszczędności dolarowych. Ostatecznie po to właśnie są pieniądze. A tani dolar oznacza bardzo dobrą okazję do kupna przecenionych - przez rynek walutowy - amerykańskich towarów. Dla przykładu amerykański Chrysler Voyager może kosztować 65 tys. dol. - dziś to 177 tys. zł, ale dwa lata temu było to 260 tys. zł. Różnica całkiem spora.
Oczywiście nie każdy może marzyć o takim samochodzie. Zakupy mogą być robione także na mniejszą skalę - sprzęt audio, płyty, ubrania. W dobie internetu ich zamówienie nie stanowi problemu. Posiadacze wiz do USA mogą też pomyśleć o wyjeździe turystycznym do USA. Tego lata ceny w przeliczeniu na złote są przecież najniższe od 11 lat.