Przed Pucharem Azji trener Australii Graham Arnold stwierdził, że każdy inny wynik niż miejsce w finale będzie traktował jak porażkę. Tymczasem jego zespół stoi przed widmem wyeliminowania z turnieju w pierwszej rundzie. Musi teraz wygrać z Tajlandią, aby zakwalifikować się do ćwierćfinału.
W Iraku tymczasem wielki festyn. Piłkarze, którzy przygotowywali się do turnieju poza granicami swojego kraju w obawie o swoje życie, już w drugim meczu dokonują rzeczy niezwykłej. Najpierw wywalczyli remis z gospodarzem - Tajlandią (1:1) w meczu otwarcia turnieju, a teraz pokonali Australię, która jeszcze rok temu jak równy z równym walczyła podczas mundialu z późniejszym mistrzem świata - Włochami.
Tysiące Irakijczyków wyszły na ulicę. Ludzie tańczyli, krzyczeli, powiewali narodowymi flagami, strzelali w powietrze. To jeden z najbardziej radosnych dni w Iraku, gdzie co dzień wybuchają bomby, a bezrobocie sięga 70 procent.
- Mimo tego wszystkiego co się dzieje, najważniejszy dla nas jest Irak. Piłka nożna nas jednoczy. Niech żyje Irak - krzyczał jeden z wiwatujących.
- Irak stał się znany w świecie z powodu eksplozji bomb, morderstw, porwań i przemocy, ale dziś jesteśmy szczęśliwi, nawet jeśli potrwa to tylko przez godzinę - powiedział agencji AP nauczyciel, Salem Issam, który mecz oglądał razem z rodziną w Bagdadzie. Dodał, że zwycięstwo nad Australią to świetna wiadomość, bo Irak potrzebuje dziś dobrych nowin.
Radość z sukcesu jest dla Irakijczyków tym większa, że Australia jest jednym z państw, która wysłała do Iraku swoich żołnierzy.
- Dzisiejszy mecz to mieszanka sportu z polityką - powiedział nauczyciel wychowania fizycznego Fares Abdul-Latif. - To świetna odpowiedź na oświadczenie australijskiego trenera. Ten mecz pokazał, że życie toczy się dalej i sport w Iraku trwa, mimo wszystkich spowodowanych wojną ran.