Tyczyńska uczelnia jest pierwszą w Polsce szkołą wyższą, która ma dwóch rektorów. Obecny prof. Walter Żelazny od kilku dni siedzi w domu i głowi się, kiedy wejdzie do uczelni, bo w jego gabinecie zasiadł prof. Zbigniew Stachowski, który rektorem WSSG był już w latach 2001-2005.
- To jest granda, co się dzieje. Wyślę tam policję, Centralne Biuro Śledcze, a może afgańskich talibów. Rektorem, do jasnej cholery, jestem ja. Jasne! - wścieka się Żelazny.
Walter Żelazny został odwołany 13 czerwca ze stanowiska rektora przez dwóch spośród czterech udziałowców spółki "Scientia", która jest organem założycielskim uczelni. Jej udziałowcem jest m.in. Stachowski, który potem... sam na siebie głosował na p.o. rektora. Żelazny złożył doniesienie do prokuratury, twierdząc, że jego odwołanie było bezprawne, bo udziałowcy spółki nie mieli opinii senatu uczelni do odwołania rektora.
W obronie Waltera Żelaznego stanęło teraz Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego. O sprawie "Gazeta" poinformowała jako pierwsza. - "Nie można uznać, iż odwołanie rektora było skuteczne" - napisał prof. dr hab. Stefan Jurga, sekretarz stanu ministra. Ministerstwo także twierdzi, że do odwołania Żelaznego konieczna jest opinia senatu. Resort zakwestionował również wybór Stachowskiego na p.o. rektora uczelni. - "Przepisy ustawy - Prawo szkolnictwie wyższym nie przewidują powołania na stanowisko pełniącego obowiązki rektora" - czytamy w piśmie sekretarza stanu ministra.
- Tak więc rektorem uczelni nadal jest pan Żelazny. W Tyczynie jest konflikt personalny, ale minister w to nie ingeruje. To nie jego rola - mówi "Gazecie" Katarzyna Małecka, dyrektor Departamentu Organizacji Szkół Wyższych w MNiSW.
Ale Zbigniew Stachowski nie zamierza się poddawać, który od kilku dni rządzi tyczyńską uczelnią. - Gdy pan Żelazny był powoływany na rektora, też nie było opinii senatu, podobnie było w przypadku byłej rektor Marioli Wierzbickiej. Jej odwołania również nie opiniował senat - przekonuje Stachowski. I zapowiada, że na najbliższą sobotę zwoła senat.
- Ale jak pan może zwołać senat, skoro rektorem nadal jest Walter Żelazny? - pytam.
- Ooo... Rzeczywiście, ma pan rację. Muszę to jeszcze skonsultować z prawnikami. Opinia senatu jest formalnością. Może być negatywna, albo pozytywna. Ważne, żeby była - odpowiada Zbigniew Stachowski. - To jest prawdziwe warcholstwo pana Stachowskiego, który nie przestrzega prawa. Jak Stachowski może zwoływać senat, skoro ja jestem rektorem i przewodniczącym senatu - oburza się Żelazny.
- Pan Żelazny złożył wypowiedzenie z pracy - przekonuje Stachowski. - No, tak, ale z 3-miesięcznym wypowiedzeniem. Przecież mówiłem od dawna, że 30 września kończę pracę w Tyczynie. Do tego czasu jestem rektorem - tłumaczy Żelazny.
- To kiedy pan zapuka do swojego gabinetu? - pytam.
- Nie spieszy mi się - odpowiada Żelazny.
- To kto ma rządzić uczelnią? - dociekam.
- Ja. Nie zamierzam się jednak kopać z koniem. Nie będę się bił ze Stachowskim - denerwuje się Żelazny
Władze gminy Tyczyn, która także jest udziałowcem uczelni zapowiada, że od decyzji ministerstwa będą się odwoływać. A resort zagroził, że jeżeli konflikt na uczelni nie zostanie zażegnany, to sięgnie po drastyczne kroki - zlikwiduje szkołę, na której kształci się 2 tys. studentów. - To jest ostatni zajazd na Litwie. Pan Stachowski, żeby być rektorem, musi być na pierwszym etacie na uczelni. Co oni szkołę chcą wywrócić do góry nogami? - krzyczy Żelazny.
W piątek rektorat uczelni był czynny tylko do godz. 12.30, a nie jak dotychczas do 16. Studenci odchodzili z kwitkiem, bo nie mogli podbić obiegówek. - Nie wiemy, dlaczego rektorat tak wcześnie zamknięto. To, co się dzieje, na uczelni, to walka o władzę. Ona przeszła moje wyobrażenie - komentuje Jadwiga Nowak, członek samorządu studenckiego w WSSG.