Po początkowo nerwowej reakcji na kryzys polityczny we wtorek giełdowy indeks WIG20 spadł o prawie 2 proc., również wskutek pogorszenia nastrojów na giełdach światowych, w środę inwestorzy pozbierali nerwy i ceny akcji były już stabilne. Analitycy renomowanych banków inwestycyjnych: BNP Paribas, Credit Suisse i UBS zgodnie oceniają, że polityczny impas w dłuższym terminie nie zagrozi giełdzie. Bank Merrill Lynch napisał nawet, że dymisja Andrzeja Leppera nie ma żadnych ujemnych stron dla rynków. "Możliwe, iż została zaaranżowana przez PiS w ramach usuwania Samoobrony na margines". Według banku prawdopodobny scenariusz to odbudowa koalicji bez Leppera.
Inwestorzy zagraniczni nie wpadają w panikę z powodu kryzysu politycznego. Na inwestycje w Polsce patrzą głównie przez pryzmat konkretnych przedsiębiorstw i gałęzi gospodarki. Kontekst polityczny oczywiście obserwują, ale nie jest on dla nich najważniejszy.
Pięć lat temu odwołanie wicepremiera rządu wpłynęłoby na giełdę i złotego o wiele mocniej niż obecnie. Rynek przez lata przyzwyczaił się do wstrząsów politycznych. Poza tym politycy mają mniejszy wpływ na gospodarkę, niż się im powszechnie przypisuje. Chyba żaden profesjonalny inwestor nie zakładał trzy miesiące temu, że przy składzie tego rządu nie może się w nim wydarzyć coś poważnego.
Politycy wywierają ograniczony wpływ na gospodarkę i giełdę. Ale jesteśmy na szczycie hossy i byle iskra może spowodować przecenę. Taką iskrą może być zamieszanie na szczytach władzy. O ile krajowi inwestorzy są uodpornieni na takie sytuacje, to zagraniczni mogą reagować nerwowo. Zarządzający globalnymi funduszami, którzy mają do wyboru dziesiątki krajów do inwestycji, mogą powiedzieć: "Kupujemy, ale gdzie indziej".
Na korektę czekamy już półtora roku. Impuls do spadków przyjdzie raczej z zagranicy niż ze świata polityki. Jednak niepewna sytuacja polityczna może powodować nerwowe ruchy inwestorów. Widmo wcześniejszych wyborów zazwyczaj mobilizuje polityków do składania obietnic bez pokrycia. To może być groźne. Nie wierzę jednak w dłuższą korektę. Giełda ustabilizuje się po ewentualnych wyborach.
Polityka nie ma dziś żadnego wpływu na zachowania inwestorów giełdowych, bo to są dwa różne światy. Zwłaszcza w sytuacji, gdy prywatyzacja przez giełdę stanęła. Sektor publiczny - czyli Ministerstwo Skarbu - nie robi żadnej konkurencji o kapitał sektorowi prywatnemu, czyli spółkom już notowanym na parkiecie.