Sławetny koszyk świadczeń był słowem-kluczem w wypowiedziach rządzących polityków. Pytany o pieniądze na podwyżki dla personelu medycznego, premier Jarosław Kaczyński także powoływał się na koszyk. Kiedy go poznamy, to wszystko stanie się jasne - przekonywał. O koszyku mówił od dawna minister zdrowia Zbigniew Religa, który także twierdził, że jego powstanie unormuje sytuację w polskiej służbie zdrowia.
Oczywiście stworzenie koszyka nie jest pomysłem nowym. Zapowiadało to wiele poprzednich ekip rządzących, ale żadnej to się nie udało. Podobne koszyki funkcjonują od dawna w wielu europejskich krajach.
W Agencji Oceny Technologii Medycznych (jednostka podległa Ministerstwu Zdrowia, w której powstał koszyk) trwała dzisiaj ostateczna narada w jaki sposób koszyk przedstawić. Spodziewamy się, że różni ludzie będą nas flekować - mówił wiceminister zdrowia Jarosław Pinkas. My natomiast wiemy, że nad koszykiem pracowali wszyscy ludzie, którzy w tym kraju mają o sprawie jakiekolwiek pojęcie. Reszta po prostu się na tym nie zna - dodaje.
W sumie przebadaliśmy około 18 tys. różnych procedur - mówi Jarosław Pinkas. 17 tys. weszło do koszyka. Pozostały tysiąc, to będą świadczenia niegwarantowane, czyli takie za które państwo płacić nie będzie. Jednym znich będzie leczenie doustnymi szczepionkami zapalenia układu moczowego. Taką decyzję podjęli znani urolodzy i nefrolodzy. Kolejny przykład to telefoniczny przekaz obrazu EKG. Jeśli ktoś chce korzystać z takiej usługi, pewnie będzie musiał za to zapłacić.
Chociaż koszyk nie jest jeszcze znany, to już skrytykował go Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy ustami swojego szefa Krzysztofa Bukiela. - Ten koszyk to lipa - mówił na konferencji prasowej. - Na razie wiemy tylko, że mamy ileś tam procedur i ileś tam pieniędzy. To nam nic nie daje. Żeby koszyk działał w praktyce, to potrzebne jest współpłacenie. Inaczej nie ma koszyka - grzmiał Bukiel.
- Decyzja o tym, jak wprowadzić do obiegu prywatne pieniądze nie należy do nas - mówi Jarosław Pinkas. - To są decyzje polityczne. W grę wchodzi współpłacenie lub ubezpieczenia dodatkowe, ale o tym decyduje Sejm, a nie ministerstwo zdrowia. Poza tym, koszyk to nie żadna lipa, ale jeśli już to młody dąb - dodaje Pinkas. Kojarzy się raczej z mocą, potęgą i długowiecznością. Dąb jest synonimem trwałości, a ten koszyk właśnie taki będzie.
- Motto naszego koszyka to: leczymy wszystkie choroby i wszystkich pacjentów, ale nie wszystkimi metodami. Płacimy tylko za ten uznane i sprawdzone. W koszyku nie znalazły się także metody uznane przez specjalistów za coś ekskluzywnego - tłumaczy Pinkas. Pieniędzy nie będzie jednak nawet na te procedury, które w koszyku się znalazły. W tej chwili brakuje nam 10 miliardów złotych - przyznaje szczerze Pinkas. Skąd je wziąć? Wicepremier Zyta Gilowska, odpowiedzialna w rządzie za finanse, mówiła o dodatkowych sześciu miliardach. Brakuje jeszcze czterech miliardów. Te pieniądze muszą się znaleźć - mówi Pinkas. Na razie nie wiadomo gdzie.