Ministerstwo Obrony pozwali do sądu dwaj dziennikarze - Jerzy Marek Nowakowski i Jarosław Szczepański. Ich nazwiska znalazły się w ogłoszonym 15 lutego raporcie z weryfikacji Wojskowych Służb Informacyjnych.
Raport miał ujawnić tajnych współpracowników WSI, którzy wykonując zadania dla wojskowych służb specjalnych, dopuścili się przestępstw.
Ale dokument nie wyjaśnia, jakie przestępstwa popełnili Nowakowski i Szczepański, którzy zaprzeczają, by współpracowali z WSI.
Dlatego obaj zdecydowali się dochodzić swoich praw w sądzie, pozywając MON jako zwierzchnika WSI i utworzonej w ich miejsce Służby Kontrwywiadu Wojskowego.
Wczoraj odbyły się pierwsze posiedzenia w obydwu sprawach. Ministerstwo przysłało dwójkę radców prawnych.
Przekonywali, że MON nie jest właściwym adresatem sprawy i że za raport odpowiada SKW. - To smutne, że minister próbuje chować głowę w piasek - mówił na rozprawie Nowakowskiego jego adwokat Jacek Trela.
- Minister nie chowa głowy w piasek. Nie ma takiego zwyczaju ani powodu - odpowiadała radca Helena Jakimowicz.
Sędzia nie uznał jej argumentów i orzekł, że ministerstwo może odpowiadać za raport Macierewicza. Dalsza cześć rozpraw - na wniosek sądu - była tajna. Przesłuchano Nowakowskiego i Szczepańskiego.
Nowakowski, dziś publicysta "Newsweeka", a wcześniej wicenaczelny "Wprost", przed wyborami sympatyzował z PiS. W raporcie przytoczono krytyczną opinię o braciach Kaczyńskich wyrażoną wobec oficera WSI.
Na sądowym korytarzu tłumaczył dziennikarzom, że z WSI kontaktował się oficjalnie, gdy w latach 1991-94 był dyrektorem senackiego Ośrodka Studiów Międzynarodowych. - WSI korzystały z moich opracowań na temat problematyki wschodniej, jedno z takich opracowań zamówili u mnie. Nie można tego nazwać tajną współpracą, bo wszystkim o tym mówiłem - wyjaśniał Nowakowski.
Powiedział też, że w 2005 r. spotkał na ulicy oficera WSI, którego znał z pracy w ośrodku. - Chciał, żebym napisał opracowanie na temat Ukrainy. Powiedziałem, że to przemyślę. Nie pamiętam, co jeszcze mówiłem - tłumaczył.
Szczepański to b. wicedyrektor Telewizyjnej Agencji Informacyjnej, a ostatnio rzecznik TVP. W raporcie opisany jest jako człowiek WSI w mediach. Wielokrotnie powtarzał, że nie wie, skąd autorzy raportu wzięli takie informacje. Uważa, że w raporcie znalazł się dlatego, że w 2002 r. przywiózł znajomemu oficerowi WP mapy, które kupił w księgarni w Irkucku podczas swojej wyprawy na Syberię. - Nie mam pewności, czy ten oficer był z WSI, poznałem, go pracując w latach 90. w Waszyngtonie. Był wtedy attaché przy naszej placówce. Prosił mnie o kupienie map, a potem zwrócił za nie pieniądze - tłumaczy Szczepański.
Terminy następnych rozpraw wyznaczono na wrzesień. Do tego czasu MON ma dostarczyć dowody na obronę tez postawionych w raporcie.