Marek Borowski był kolejnym świadkiem sejmowej komisji badającej prywatyzację banków. Posłowie pytali go o prywatyzację Banku Śląskiego, którą zajmują się od maja. To jego europoseł LPR Bogdan Pęk oskarżył w swoich zeznaniach o polityczną odpowiedzialność za zaniżenie wartości akcji banku. Zadebiutowały one na giełdzie w styczniu 1994 r. Borowski, który w tym czasie był ministrem finansów, wycenił je na 50 zł. Kwota ta ponaddwukrotnie przewyższała cenę sugerowaną przez doradcę prywatyzacyjnego. Mimo to kurs akcji po debiucie wzrósł 13,5 razy. Bogdan Pęk mówił przed komisją o tajnej liście polityków, którzy mieli niezgodnie z prawem wzbogacić się na tej prywatyzacji. - Chcę z całą mocą stwierdzić, że takiej listy nie było - zapewnił wczoraj Borowski. Europoseł LPR zeznał przed komisją, że listę pokazał mu Lesław Paga, nieżyjący już szef Komisji Papierów Wartościowych i Giełd.
- Paga potwierdził w 2000 r. przed sądem, że taka lista była - drążył wczoraj poseł Szymon Pawłowski.
- Nie znam tych zeznań, nie wiem, w jakim kontekście zostały wypowiedziane - odpowiedział Borowski.
Pawłowski dziwił się, że szef SdPl tak "gorliwie" zaprzecza istnieniu "listy Pęka". - A gdybym powiedział, że pan ukradł proszek w hieprmarkecie, to zaprzeczałby pan gorliwie? - irytował się Borowski.
Szef Sdpl podkreślał, że sam prezydent Kaczyński zaprzeczał istnieniu "listy Pęka". - Mnie może pan nie wierzyć, ale Lechowi Kaczyńskiemu pan nie wierzy? - dopytywał. W 1994 r. prezydent Lech Kaczyński jako prezes NIK mówił w Sejmie, że "lista Pęka" nie istniała, a podczas prywatyzacji BŚ nie było większych nieprawidłowości.
Poseł Pawłowski pytał Marka Borowskiego czy lubi hazard, bo decyzję o sprzedaży akcji BŚ podjął zaledwie kilka dni po objęciu stanowiska ministra finansów. - Gram w brydża i, co ucieszy pana posła Derę, w szachy - odparował szef SdPl.
- Mnie też to cieszy - podchwycił polityk Ligi i dalej indagował Borowskiego czy nie obawiał się oprzeć na opiniach wiceministra Stefana Kawalca i dyrektora departamentu instytucji finansowych Sławomira Sikory, którzy przygotowywali prywatyzację. - Miałem dostateczne przesłanki, aby sądzić, że nie mam do czynienia z kombinatorami czy oszustami - odparł Borowski.
Polityk Ligi pytał, czy nie lepiej było odłożyć prywatyzację banku na kilka tygodni, aby dokładnie zapoznać się z dokumentacją sprawy. W ocenie Borowskiego byłoby to bardzo ryzykowne. - To były zamierzchłe czasy, nie wiem, ile pan liczył wtedy lat - mówił szef SdPl.
- 15. Ale interesowałem się giełdą - zapewnił Pawłowski.
- Prywatyzacja Banku Śląskiego była papierkiem lakmusowym - kontynuował były minister finansów. - Gdyby rząd ją odwlekał, byłby to sygnał dla inwestorów. Mogłoby to oznaczać, że inwestycje, których bardzo potrzebowaliśmy, nas ominą.
Na dziś komisja śledcza wezwała Hannę Gronkiewicz-Waltz. Jednak była szefowa NBP już kilka tygodni temu zapowiedziała w rozmowie z "Gazetą", że nie przyjdzie na przesłuchanie. Prezydent Warszawy powołała się na orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego, który uznał, że komisja sejmowa nie może badać działalności NBP. Wczoraj rzecznik prezydent Warszawy potwierdził, że Hanna Gronkiewicz-Waltz nie wybiera się na przesłuchanie. Szef komisji śledczej Adam Hofman (PiS) zapowiedział, że komisja skorzysta ze swoich uprawnień. Komisja śledcza może wystąpić do sądu, aby ukarał grzywną świadka, który odmawia stawienia się na przesłuchanie, lub zlecił policji, żeby go doprowadził.