W Rumunii coraz głośniej mówi się o konsekwencjach opóźnień reformowania kraju. Z Brukseli docierają już głosy niezadowolenia dotyczące nie tylko reformy wymiaru sprawiedliwości, ale też reform rolnictwa i ochrony środowiska. Brak postępów w tych dziedzinach wynika głównie z walki politycznej w Rumunii pomiędzy prezydentem, rządem i parlamentem.
Mniejszościowy rząd liberałów jest skazany na współpracę z postkomunistami, którzy dominują w rumuńskim parlamencie. Zdaniem demokratów, taki układ uniemożliwia walkę z korupcją, lustrację i hamuje reformy. Do tego Rumuni w referendum zdecydowanie sprzeciwili się odwołaniu prezydenta, do czego wzywali postkomuniści i liberałowie. Zdaniem prezydenta i demokratów, oznacza to, że społeczeństwo nie chce takiego rządu i parlamentu.
Zdaniem analityków, szanse na przedterminowe wybory są nikłe: choć demokraci mają ponad 30 procent poparcia społecznego, w parlamencie są zbyt słabi. Oznacza to, że polityczny impas w Rumunii potrwa do końca przyszłego roku, kiedy mają się odbyć terminowe wybory do parlamentu. To zaś, według obserwatorów - źle się odbije na reformach i czerpaniu
korzyści z członkostwa w Unii Europejskiej.