W kilku miastach w Polsce akcja walki z pirackim oprogramowaniem wkracza do akademików. Na krakowskim miasteczku mieszka 9 tys. osób, prawie tyle samo korzysta z wewnętrznych sieci internetowych - wymienia się notatkami z wykładów, zdjęciami, filmami, plikami mp3. Ale również - czego studenci nie ukrywają - nielegalnymi kopiami programów.
W zeszłym tygodniu, w obawie przed policyjnym nalotem, takim jak w Poznaniu czy Koszalinie, administratorzy serwera DC, służącego do przesyłania danych, zdecydowali o jego zamknięciu. Na czacie i forach internetowych zawrzało. Studenci błyskawicznie umówili się na spontaniczną akcję protestacyjną.
- Setki osób uderzały w wystawione przez okno garnki. Słychać było głośną muzykę, a w oknach wielu akademikowych pokoi mrugały światła. Potem studenci zgromadzili się na głównym dziedzińcu miasteczka studenckiego i ulicą Reymonta zmierzali w kierunku Rynku - mówi Michał Osienkiewicz, który relację z wydarzeń zamieścił na portalu krakownews.pl.
Po drodze studenci skandowali hasła: "Precz z policją", "Chcemy DC". W pewnym momencie na trasie przemarszu napotkali patrole prewencji. Nikogo jednak nie wylegitymowano, a po chwili dyskusji młodzi ludzie wrócili do miasteczka. Uczestnicy pochodu twierdzą, że w marszu wzięło udział nawet tysiąc osób, zdaniem policji było ich około 300.
Studentom nie podoba się brak dostępu do popularnego serwera, ale część z nich doskonale rozumie obawy administratorów.
- Bali się, przecież w razie kontroli admin to główny sprawca zbrodni. Tym bardziej teraz, kiedy w innych miastach policja przeszukuje akademiki. Kto wie, kto może zapukać jutro do drzwi - mówi anonimowo jeden z administratorów sieci z Domu Studenckiego "Bratek". Przypomnijmy: w Koszalinie policja weszła do akademików politechniki, nie uzgadniając akcji z rektorem. Przeszukano pokoje, zarekwirowano kilkadziesiąt twardych dysków. W Poznaniu policja zabezpieczyła ogromne ilości pirackich programów, kary grożą półtora tysiącu studentów. - W Krakowie studenci jeszcze nie wyrzucają komputerów przez okno, ale na pewno zastanawiamy się, co grozi nam za zgrane z oryginalnej płyty utwory - mówi Tomek, student V roku informatyki.
Dariusz Nowak z zespołu prasowego małopolskiej policji reakcję studentów nazywa nieporozumieniem. - Ktoś rzucił hasło, że policja będzie organizować "nalot". Takiej akcji nie było ani nie była planowana - zapewnia.
Czy studenci mogą się spodziewać wizyty w akademikach?
- Policja nie ostrzega o swoich zamiarach - ucina Nowak. Podkreśla jednak, że nie ma mowy o powtórce wydarzeń z Koszalina. - Aby wejść do akademika, muszą być powody, np. nakaz prokuratorski. Poza tym obowiązuje zasada autonomiczności uczelni. Przed wejściem do miasteczka musimy mieć zgodę rektora. Od lat współpracujemy z uczelniami i myślę, że pewne standardy są wypracowane - dodaje Nowak.
Potwierdza to rektor AGH prof. Antoni Tajduś: - W miasteczku pojawiła się plotka o akcji policji. Mamy wyjątkowo dobre kontakty ze stróżami prawa, każde ich wejście na teren uczelni musi być poprzedzone moją zgodą. Do tej pory nie było z tym problemu. Na pewne działania zgody nie wydam, chyba że będą udokumentowane przesłanki lub zaistnieje niebezpieczeństwo zagrożenia zdrowia i życia. Z drugiej strony studenci powinni pamiętać, że nie wszystko im wolno. Trzeba mieć jakieś granice.
Władze AGH zapewniają, że serwer DC nie został wyłączony na zawsze, lecz na prośbę administratorów trafił do remontu. Mają być na nim założone zabezpieczenia, które uniemożliwią przesyłanie nielegalnych plików.