- Jestem zszokowany, że tak można postąpić z piłkarzem. Chciano zniszczyć mój wizerunek, a ja na to nie pozwolę. Miałem już tego dość i zgodziłem się na rozwiązanie kontraktu. Pożegnaliśmy się i jestem już wolnym piłkarzem - mówi 29-letni Olisadebe.
Nigeryjczyk sam dał pracodawcom pretekst do unieważnienia kontraktu - zabalował w nocnym klubie i w dniu ligowego meczu wrócił do domu o szóstej nad ranem. - To kompletna bzdura. Wróciłem do domu o wiele wcześniej, jednak wykorzystano to wyjście przeciwko mnie - tłumaczy się Olisadebe. - Napisałem do klubu dwa listy wyjaśniające, a oni dali je na swoją stronę internetową. Jak żyję czegoś takiego nie widziałem. Żeby takie rzeczy publicznie załatwiać? Napisałem, że byłem na mieście, ale nie wróciłem tak późno - relacjonuje piłkarz.
Według strony internetowej klubu Olisadebe najpierw napisał list do drużyny z wyjaśnieniem, że w lokalu w ogóle go nie było, by następnego dnia zmienić wersję - tym razem do zakończonej o świecie zabawy się przyznał, lecz tłumaczył, że będąc poza kadrą na spotkanie, sądził, iż może sobie na nią pozwolić. - Ostatecznie musiałem zapłacić trzy tysiące euro kary i myślałem, że sprawa jest zamknięta - powiedział Olisadebe.
- Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Mój kontrakt był skonstruowany tak, że im więcej grałem, tym więcej zarabiałem. Na początku było OK. Grałem w meczach towarzyskich, czułem się dobrze. Ale jak przyszło do ligi, to trafiałem na ławkę lub trybuny. Walczyliśmy o utrzymanie, strzelaliśmy mało goli, a ja i tak nie dostawałem szansy. Mimo że byłem i jestem zdrowy! A działacze Skody kłamali, że mam kontuzję. To było ich jedyne wytłumaczenie dlaczego nie gram. Bez sensu.
- Jestem już wolnym piłkarzem, ale nie będę wydzwaniał po klubach prosząc o pracę. Ale jeśliby zadzwoniono do mnie z Polski, to poważnie rozpatrzę takie oferty. Potrzebuję roku na odbudowanie się. Dlatego chciałbym trafić do klubu, gdzie miałbym spokój i pewność gry.