Dzięki fryzjerom z Sejmu Janusz Maksymiuk nie goli głowy na łyso. Przyznaje, że miał taki okres w życiu, kiedy strzygł się prawie na łyso. - Jak do nich przychodziłem, to na siłę zawsze jakiś centymetr włosów zostawiali - wspomina w "Dzienniku" poseł Samoobrony.
Do sejmowego fryzjera przychodził także Józef Oleksy. - On często do nas przychodził, choć był tak samo łysy jak i teraz - mówi Eugeniusz Radomski, który strzyże polityków w Sejmie od 14 lat. - Józef Oleksy u nas koronkę wokół głowy sobie przystrzygał - informuje.
O Tadeuszu Mazowieckim w zakładzie krąży kltowa opowieść, że zawsze jak przychodził do pana Eugeniusza, zasypiał natychmiast po umyciu włosów.
Janusz Maksymiuk też przyznaje, że w czasie wizyty w salonie fryzjerskim lubi sobie uciąć drzemkę. - Bo tu jest bardzo cichutko, miło, czujemy się jak u siebie - tłumaczy. Borowski z kolei - jak sam podkreśla - nie śpi, ale wpada w stan nirwany.
Do sejmowego fryzjera od 14 lat przychodzi także Ryszard Czarnecki. Europoseł Samoobrony strzyże się na jeża, co zdaniem pana Eugeniusza jest dość trudną fryzurą wymagającą sporej precyzji. Szczególnie, że Czarnecki nie daje się przekonać do używania żelu. - Zawsze mi powtarza, że codziennie powinienem żelować włosy, bo one mi sterczą. Ja mu wtedy przytakuję, ale i tak tego nie robię - przyznaje "Dziennikowi" Czarnecki. Do stosowania żelu namawia go też kolega z partii Jerzy Maksymiuk. - Jemu rozchodzą się włosy na boki. A gdyby używał żelu, to by miał węższą głowę - argumentuje.
Pan Eugeniusz nie chciał zdradzić gazecie, o czym rozmawiają politycy w zakładzie fryzjerskim. - To tajemnica zawodowa - mówi tajemniczo.