Pistons w drugiej kwarcie dali się zaskoczyć Bulls identycznie, jak sami zaskoczyli Chicago w dwóch meczach u siebie. Detroit ciągłą presją od pierwszej minuty i zdecydowaniem w ataku zdobywało przewagę i utrzymywało ją przez cały mecz dwukrotnie rozbijając Bulls u siebie. Teraz jednak w drugiej kwarcie podobnie zagrało Chicago, które tuż po przerwie prowadziło nawet 19-punktami.
Wówczas świetnie zaczęli jednak grać goście - Tayshaun Prince zdobył w trzeciej kwarcie 13, a Chauncey Billups 10 punktów. Pistons zmniejszyli straty do czterech punktów, a w ostatniej akcji kwarty za trzy punkty trafił jeszcze Rasheed Wallace.
- Kochamy wyzwania. Kochamy każdą sytuację, kiedy mamy przeciwko sobie 20 tys. kibiców i słyszymy ich gwizdy i buczenie. Podejmujemy walkę - mówił po meczu Billups, który zdobył w całym spotkaniu 21 punktów. Najlepszym strzelcem Pistons był jednak Prince (23). Detroit w niedzielę w Chicago może zakończyć serię i awansować do finału konferencji. Z kolei awans Bulls byłby osiągnięciem historycznym. Żadnej drużynie w historii NBA nie udało się wygrać czterech kolejnych spotkań w siedmiomeczowej rywalizacji play-off.
Najwięcej punktów dla Chicago zdobył Luol Deng (21), ale trafił tylko osiem z 22 rzutów. Bulls w ogóle mieli bardzo słabą skuteczność z gry - tylko 33,7 proc. (28/83). To prawie identyczny wynik jak w dwóch pierwszych meczach - w Detroit trafiali ze skutecznością 33,6 proc. Chicago znów nie miało odpowiedzi na strefową obronę Pistons - goście stosowali ją przez większość drugiej połowy, a Bulls trafili wówczas tylko 10 z 41 rzutów. W czwartej kwarcie zaledwie cztery z 25. - Graliśmy dzisiaj lepiej niż w dwóch poprzednich meczach, ale porażka znów boli - podsumował Deng.