Przy okazji świąt w telewizorach zabraknąć nie może programów, których głównym i jedynym zadaniem jest rozśmieszenie widzów. Im rozśmieszenie większe, tym program uznać można za bardziej udany. A nie wszystkie próby kończą się sukcesem. Czasem czujemy się bardziej zażenowani niż rozbawieni.
Zdarza się to niestety również w programie Jerzego Kryszaka, "Mój pierwszy raz". Oddać jednak trzeba prowadzącemu, że te słabsze momenty zwykle związane są po prostu z niezbyt trafnym doborem gości. Ale dzisiaj nie powinniśmy narzekać. Dlaczego? Bo program i jego prowadzący obchodzą mały jubileusz. Dziś wyemitowany zostanie pięćdziesiąty odcinek. Pośmiać się zawsze można.
Niestety, dla widzów, dużo zabawniej jest podczas nagrania. Może kiedyś telewizja zdecyduje się wyemitować wpadki i żarty, które nie zmieściły się w dotychczas prezentowanych odcinkach. A co dzisiaj? Będzie tort, będą świeczki i goście. Swój pierwszy raz będą miały Magda Stużyńska, Marcysia ze Złotopolic, oraz jedna z najlepszych tyczkarek świata Anna Rogowska. Ciekawe, jak lekkoatletka poradzi sobie jako pracownica działu reklamacji?
Ale gościem honorowym będzie sam Jerzy Kryszak. Wreszcie kolej przyszła na niego. Stanie przed próbą ponownego zdania egzaminu na wyższą uczelnię. Skutecznie? Niestety jedną ze słabości programu jest to, że rezultat zawsze jest ten sam... A nie, przecież miałem nie narzekać. Udawajmy więc, że wszystko może się zdarzyć, i już.
Powiem szczerze, że nawet nie zauważyłem, że to już pięćdziesiąt odcinków. Dlatego dość łatwo było kolegom mnie nabrać. Do pewnego momentu wszystko szło zgodnie z planem, a potem... koledzy mnie wkręcili. Skończyło się na tym, że w tym odcinku ja miałem swój pierwszy raz. I zapewniam widzów, że było to dla mnie totalne zaskoczenie. Na szczęście skończyło się tak, że na dyplom zasłużyłem. Ale więcej nie zdradzę, bo jest kilka zaskakujących momentów.