Pod apelem podpisało się ponad 70 osób, wśród nich: Jan Pietrzak, Jan Pospieszalski, Maciej Pawlicki, ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, Erazm Ciołek, Krzysztof Kąkolewski, Michał Kulenty i Barbara Niemiec. Pałac Kultury nazywają symbolem zniewolenia Polski przez sowieckie imperium, znakiem upokorzenia narodu polskiego i wyrazem pogardy dla okupowanego w latach PRL "priwislanskiego kraja". Stwierdzają, że przyszłość gmachu: "należałoby rozpatrzyć w toku dyskusji w szerokim gronie, być może w Sejmie i Senacie, a może nawet - w referendum".
- Ten budynek wgryzł się w Warszawę i swoimi mackami sparaliżował centrum miasta. Najlepiej rozebrać go do poziomu zero - uważa Jan Pospieszalski, autor pełnego emocji artykułu przeciw pałacowi w "Rzeczpospolitej". Zburzeniu Pałacu Kultury poświęcił jeden z ostatnich swoich programów "Warto rozmawiać" w TVP.
Gmachu jednak ruszyć nie można. Chroniony jest jako dobro kultury współczesnej w planie miejscowym centrum Warszawy (uchwalonym jeszcze za rządów PiS-u w stolicy), a na początku lutego znalazł się w rejestrze zabytków. To właśnie uznanie Pałacu Kultury za zabytek na równi z Wawelem i Jasną Górą tak rozsierdziło przeciwników tej socrealistycznej budowli. Wpis do rejestru próbował zablokować były wojewoda Wojciech Dąbrowski (PiS), ale po kilku dniach zrozumiał, że nie ma do tego prawa. Decyzja wojewódzkiego konserwatora zabytków uznająca PKiN za zabytek do dziś nie jest jednak prawomocna. Do Ministerstwa Kultury wpłynęło kilka odwołań, które są teraz rozpatrywane (jak się dowiedzieliśmy, zostaną odrzucone). Czy list do prezydenta będzie dodatkowym dowodem w sprawie?
- W postępowaniu administracyjnym nie może być przez nas uznany. W tej sprawie sygnatariusze listu nie są stroną - mówi wiceminister kultury Tomasz Merta, generalny konserwator zabytków.