Górnicy brali kredyty w SKOK-u dla związku

Przewodniczący związku w kopalni Borynia namówił 28 górników do wzięcia w SKOK-u kredytów. Pieniądze przekazali na działalność związkową. Teraz wyparowały, a górnicy muszą spłacać wysoko oprocentowane pożyczki.

Od kilku dni po kopalni Borynia krąży dowcip: jak nie masz co zrobić z kasą, idź do Kontry (to górniczy związek zawodowy). Ale wielu górnikom wcale nie jest do śmiechu. Znaleźli się w tragicznej sytuacji. Spłacają pożyczki i bywa, że nie starcza im na życie.

Wszystko zaczęło się trzy, cztery lata temu. Józef Michalak, przewodniczący Kontry w kopalni Borynia, poprosił członków związku o przysługę.

Górnik I: - Zamknął się ze mną w pokoju i powiedział, że związek organizuje festyn w Jastrzębiu i potrzebna jest kasa na nagrody. Poprosił, żebym wziął na siebie 6 tys. zł kredytu, a on będzie spłacał raty. Wahałem się tylko minutę, bo Józek to był pewny facet - opowiada.

Górnik II: - Ja wziąłem 10 tys. zł. Czułem się zżyty ze związkiem. Tu była rodzinna atmosfera, można było przyjść, pogadać, napić się kawy, dowiedzieć się, co dzieje się na kopalni. W innych związkach było zupełnie inaczej - przekonuje.

Kredytów udzielił SKOK Centrum działający w kopalni. Nie było z tym najmniejszych problemów. Związek Kontra jest jednym z założycieli SKOK-u Centrum, a przewodniczący Michalak jeszcze do niedawna zasiadał w radzie nadzorczej tej kasy. - Nawet nie sprawdzili, czy mam zdolność kredytową. Normalnie kredytu bym nie dostał, bo mam wysoką pożyczkę na mieszkanie - opowiada jeden ze związkowców.

Górnicy wzięli pożyczki, pieniądze przekazali związkowi i natychmiast... zapominali o tym, że mają jakiekolwiek kredyty. - Wszystkie raty spłacał związek, mnie nic nie interesowało. To jeszcze zwiększyło moje zaufanie. Dałbym sobie wtedy za przewodniczącego obciąć rękę - mówi jeden z górników.

Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że takich przypadków jak w kopalni Borynia jest w górnictwie więcej. Związki zawodowe zgodnie ze swoim statutem nie mogą bowiem same zaciągać kredytów, więc pożyczki - najczęściej w SKOK-ach - biorą szeregowi związkowcy.

W kopalni Borynia z czasem doszło do tego, że kiedy spłacono jedne pożyczki, proszono górników, by zaciągali kolejne. Niektórzy mieli więc w SKOK-u trzy, a nawet cztery pożyczki. Pieniądze szły na działalność związkową, a raty zawsze były spłacane. - Jak ktoś patrzy na to z boku, to pewnie myśli, że byliśmy naiwniakami albo głupolami. Ale trzeba trochę znać kopalnię, żeby to zrozumieć - wyjaśnia jeden z górników.

Nie chodzi tylko o zaufanie i rodzinną atmosferę. Szef związku w kopalni, jeżeli ma dobre układy z dyrektorem, dużo może: załatwić nagły urlop, gdy się popiło poprzedniego dnia, załatwić przeniesienie na inny oddział, lepszą grupę zaszeregowania, a nawet wstrzymać wyrzucenie z roboty. Przewodniczący Michalak mógł załatwić każdą z tych rzeczy. - Uratował faceta, który miał już papiery na łopacie - mówi jeden z oszukanych górników.

Pierwsze sygnały, że coś jest nie tak, pojawiły się w grudniu 2006 r. Nagle górnicy na dole zaczęli szeptać między sobą, że Kontra ma jakieś kłopoty z pieniędzmi. Na konta SKOK-u przestały trafiać spłaty rat górniczych pożyczek.

Zarząd krajowy Kontry wysłał do kopalni swoich przedstawicieli. I wybuchła bomba. Okazało się, że kredyty dla związku zaciągnęło co najmniej 28 górników na kwotę... 440 tys. zł. Razem z odsetkami do spłacenia jest 750 tys. zł! Józefa Michalaka, przewodniczącego Kontry w kopalni Borynia, zawieszono razem z całym zarządem. Poszedł na zwolnienie i jest nieuchwytny.

A górnicy, na których nazwiska zaciągano pożyczki, znaleźli się w kropce. Centrala Kontry odcięła się od całej sytuacji i nie godzi się - przynajmniej na razie - na przejęcie zadłużenia. Pieniądze podobno nigdy oficjalnie nie trafiły na związkowe konto. - Nie zaprzeczam, że jacyś górnicy zostali poszkodowani i są w trudnej sytuacji. Ale najpierw musimy wyjaśnić wszystkie okoliczności. Dowiedzieć się, kto rzeczywiście przekazał pieniądze przewodniczącemu, a kto tego nie zrobił i teraz domaga się zwrotu - mówi Kazimierz Wilk, pełnomocnik Kontry w kopalni Borynia, który został wyznaczony przez związek, by uporządkować całą sytuację.

Na razie niektórym górnikom obiecano, że Kontra wypłaci im zapomogi na pokrycie części rat. Nie wiadomo jednak, kiedy to nastąpi i kto może liczyć na pieniądze.

Sprawą zajęła się już prokuratura w Jastrzębiu-Zdroju, która od kilku dni prowadzi w tej sprawie śledztwo.

SKOK Centrum nie zgodził się na anulowanie zadłużenia. Być może zredukuje nieco górnikom wysokie odsetki.