SLD złożyło swój projekt we wrześniu ub.r. W środę wieczorem odbyło się pierwsze czytanie i projekt poszedł do dalszych prac w komisjach. Według projektu kandydatów do Trybunału miałby prawo wysuwać tylko:
prezydent;
Zgromadzenie Ogólne Sędziów Sądu Najwyższego;
Zgromadzenie Ogólne Sędziów Naczelnego Sądu Administracyjnego;
Krajowa Rada Sądownictwa.
Dziś kandydata może zgłosić grupa 50 posłów. Utarł się zwyczaj stosowania partyjnego parytetu: swoich kandydatów zgłaszają i popierają rządzące partie. Dlatego w czasie zeszłorocznych wyborów sześciu nowych sędziów do TK odpadli kandydaci opozycji, a swoich kandydatów przeforsowało PiS (czterech) i po jednym LPR i Samoobrona (kandydatka Samoobrony Lidia Bagińska wobec zarzutów natury etycznej kilka dni temu złożyła rezygnację z funkcji w Trybunale).
Michał Tober (SLD), przedstawiając posłom projekt, mówił, że chodzi o ograniczenie wpływu polityki na wybór sędziów. I danie im jeszcze silniejszych gwarancji niezawisłości.
Rząd negatywnie zaopiniował projekt SLD. Spodobał mu się tylko pomysł, żeby kandydata mógł zgłaszać prezydent. Według rządu sędziowie TK mają wystarczające gwarancje niezawisłości, a nikt środowiskom sędziowskim nie broni, aby podsuwały posłom kandydatury.
Projekt w imieniu PO poparła w Sejmie Julia Pitera.
Tober zapowiedział, że SLD wycofa go, gdyby się okazało, że podczas prac w komisjach PiS wprowadzi zmiany wypaczające jego sens. Chodziło o wtorkową groźbę premiera Jarosława Kaczyńskiego, że trzeba się "poważnie zastanowić nad nową konstrukcją Trybunału". Premier powiedział to w kontekście wyroku TK, że przepis pozbawiający samorządowców manadatu za spóźnienie oświadczenia majątkowego jest niekonstytucyjny.