Gustav Metzger to nie artysta zwrócony w przeszłość, nie melancholik, lecz aktywista. Na konferencji prasowej w Warszawie wzywał władze miasta do odnowienia zaniedbanego pomnika na Umschlagplatzu. Zajmuje się straszną przeszłością, by mówić o tym, co jest teraz.
80-letni artysta wystawia pierwszy raz w Polsce. Urodzony w Niemczech, potomek ortodoksyjnej rodziny żydowskiej wywodzącej się z Polski, został wysłany przez matkę w 1939 r. razem ze starszym bratem do Wielkiej Brytanii. Ona sama pojechała do Polski, by połączyć się z mężem i dwoma córkami wywiezionymi tam jako polscy obywatele w 1938 r. Matka i ojciec zginęli w Polsce, być może w warszawskim getcie. Ostatnie kartki, jakie Metzger wymieniał z rodzicami za pośrednictwem Czerwonego Krzyża, pochodziły z 1943 r.
W Anglii młody Meztger zbliżył się do kwitnących wtedy w sztuce zachodniej kierunków anarchicznych, sam też był politycznym aktywistą. Bronił zabytkowych dzielnic Londynu przed wyburzeniem, uczestniczył w marszach przeciw zbrojeniom atomowym. Jego manifesty "sztuki autodestrukcyjnej" były bliskie niemieckiemu ruchowi Fluxus. Od przyjazdu do Anglii żyje tylko z dokumentem podróży. Dlaczego? Bo gdyby wszyscy odmówili obywatelstwa, nie byłoby nacjonalizmu i wojen - tłumaczy.
Choć Metzger ma za sobą długą drogę, prace na temat Holocaustu zaczął tworzyć dopiero w ostatnich latach. Tym, czym od dawna się zajmuje, jest dokument, relacja z katastrofy i pytanie: w jakim stopniu ten dokument mówi prawdę.
W Zachęcie pokazuje tzw. Fotografie historyczne. To drastyczne zdjęcia zasłonięte kurtyną, zakryte kawałkiem materiału, płytą gipsową, blachą, deskami. Załączona ulotka dopiero wyjaśnia, co przedstawiają. W ciasnym przejściu na wystawę umieszczono powiększoną fotografię rampy w Auschwitz z grupą węgierskich Żydów. Nic z bliska nie widać, tylko grube ziarno fotografii.
- Przez dekady zastanawiałem się nad siłą fotografii, w jakim stopniu jest prawdziwa, a w jakim jest manipulacją - opowiada Metzger. - W 1990 r. zobaczyłem we włoskiej gazecie zdjęcie z masakry ma Wzgórzu Świątynnym w Jerozolimie. Pojąłem, że na naprawdę straszne wydarzenia nie można patrzeć, że pierwszą reakcją jest zakryć zdjęcie. Tak też zrobiłem.
W Zachęcie to zdjęcie przykryte jest zasłoną, każdy może podejść i ją uchylić, ale nie da się zobaczyć całości - kurtyna jest za duża. Ta instalacja stała się początkiem "Fotografii historycznych" pokazywanych potem od Holandii, przez Anglię , Francję Wiedeń, Bazyleę, Lund aż do Polski.
Kiedy rozmawialiśmy o zdjęciu (szczelnie zasłoniętym), które przedstawia Hitlera przejeżdżającego wzdłuż parady Hitlerjugend w Norymberdze, urodzony w 1926 r. w tym mieście Metzger powiedział mi: - Ja to widziałem. Kiedy mówiliśmy o zdjęciu z likwidacji warszawskiego getta z kwietnia 1943 r. z chłopcem w podkolanówkach, który podnosi ręce do góry, powiedział: "Mogłem być w Warszawie w tym czasie i to mogłem być ja". Dla Metzgera - i to też jest ważne - część z tych fotografii ma wymiar prywatny.
W Zachęcie pokazał też instalację "Eichmann i Anioł". Zbudował oszkloną klatkę, do której każdy może wejść. To kopia pomieszczenia, w którym w czasie procesu opisanego przez Hannę Arendt siedział Adolf Eichmann sądzony za zbrodnie wojenne. Słynny zbiór jej reportaży nosił potem tytuł "Eichmann w Jerozolimie".
Naprzeciw tego akwarium Metzger ustawił ścianę z powiązanych sznurkiem gazet. Obok pracuje taśma produkcyjna. Każdy widz może rzucić na nią stronę z gazety. Taśma zrzuca papier kilka metrów dalej. Z biegiem dni powinna powstać sterta śmiecia, akurat pod reprodukcją obrazu Paula Klee "Angelus Novus", którą artysta powiesił na ścianie. Obraz był własnością Waltera Benjamina, posłużył filozofowi do stworzenia metafory "anioła historii". To postać symboliczna, która mówi o klęsce postępu i cywilizacji. U Benjamina anioł "zwrócił oblicze ku przeszłości i tam, gdzie my widzimy łańcuch zdarzeń, on widzi jedną wieczną katastrofę, która nieustannie piętrzy ruiny na ruinach i ciska mu pod stopy".
Czy gazeta dla Metzgera to symbol upadającej cywilizacji? Jakiż to banał! Ale Metzger - neodadaista - znalazł chyba właściwy język do mówienia o banalności zła. Tak, bohaterem tej pracy jest zło, i to zło współczesne, które żyje w postaci najbardziej trwałej - bo trywialnej i codziennej. Kiedy wchodzimy do klatki, nie czujemy tam żadnej "przeszłości" ani "historii". To mogłoby być równie dobrze miejsce, na którym siedział w trakcie procesu Miloszević czy Saddam Husajn. Wszystko dzieje się teraz, gazety piszą swoje sprawozdania, a "anioł historii" nie jest w stanie powstrzymać biegu wydarzeń.
Gustav Metzger "Prace 1995-2007", kuratorzy Pontus Kyander Hanna Wróblewska, Zachęta Warszawa, do 22 kwietnia