My o solidarności, inni o ekologii

Szczyt Unii Europejskiej może być podzwonnym dla polskich marzeń o mocnej ?solidarności energetycznej?. Inni wolą rozmawiać o energii odnawialnej i redukcji emisji gazów cieplarnianych

Rozpoczynający się w czwartek w Brukseli szczyt UE zadecyduje o tym, jak będzie wyglądać unijna polityka energetyczna. - Podjęte na nim decyzje będą miały wpływ na kolejne pokolenia - zapowiedział wczoraj przewodniczący Komisji Europejskiej José Manuel Barroso.

I choć minister spraw zagranicznych Anna Fotyga zapowiada, że jeszcze spróbuje zmienić efekt szczytu, to już teraz z dużą dozą prawdopodobieństwa można powiedzieć, że unijna "polityka energetyczna" nie będzie taka, jak chce polski rząd - "solidarność energetyczna" nie będzie kluczowym elementem nowego unijnego projektu.

Większość krajów Unii chce bowiem skoncentrować się na innych priorytetach: ograniczeniu emisji gazów cieplarnianych, zwiększeniu udziału odnawialnych źródeł energii i dalszej liberalizacji rynku energetycznego.

Główna batalia, jaka rozegra się w czwartek i piątek w Brukseli, będzie dotyczyć tego, czy i na ile 20-proc. udział odnawialnych źródeł energii powinien stać się "obowiązkowy" dla krajów Unii.

- Uważam, że powinien być obowiązkowy. Musimy być wiarygodni - przekonuje Barroso. Część unijnych rządów przekonuje jednak, że radykalne zwiększenie udziału "zielonej" energii może zaszkodzić konkurencyjności europejskiej gospodarki, bo jej produkcja jest droższa.

Niemiecki rząd, który przewodniczy w UE, zapowiada jednak, że nie odpuści. Tym bardziej że ze źródłami odnawialnymi jest bezpośrednio związany inny cel - zagwarantowanie 20-proc. ograniczenia emisji CO2, także do 2020 r. Unijne rządy będą się też zastanawiać nad kształtem dalszej liberalizacji rynku energetycznego w Europie. Spory budzi bowiem to, jak ma zostać przeprowadzona separacja producentów i dostawców prądu.

Efekt tych dyskusji nie jest na razie znany, ale jedno jest pewne: - "Solidarność energetyczna" nie jest teraz głównym elementem - powiedział "Gazecie" wysoki rangą przedstawiciel niemieckiego rządu.

Porażka polskiego rządu jest tym boleśniejsza, że były szanse, by z "solidarności energetycznej" uczynić prawdziwy priorytet Unii Europejskiej. Wystarczy spojrzeć na wyniki najnowszego Eurobarometru, sondażu przeprowadzonego w całej UE na próbie ponad 25 tys. osób. Wynika z niego, że większość Europejczyków - tak samo jak zdecydowana większość Polaków - domaga się "solidarności energetycznej" między państwami UE. Aż 83 proc. Polaków, 84 proc. Włochów i - co ciekawe - aż 81 proc. Niemców twierdzi, że w przypadku kryzysu energetycznego państwo najbardziej dotknięte kryzysem powinno móc skorzystać zapasów ropy i gazu należących np. do unijnego sąsiada. Średnio tylko 17 proc. Europejczyków jest odwrotnego zdania. Przypomnijmy: to właśnie takiej "solidarności energetycznej" oczekiwał polski rząd.

Co równie ważne, 62 proc. Europejczyków jest przekonanych, że najważniejsze decyzje dotyczące polityki energetycznej powinny zapadać na poziomie UE. Tylko 32 proc. mieszkańców Unii (i 30 proc. Polaków) uważa, że lepsza jest dotychczasowa metoda, według której decyzje podejmują poszczególne rządy. Jednak polskie władze nie wykorzystały tych nastrojów i nie zbudowały wokół swoich pomysłów koalicji.

Eurobarometr częściowo tłumaczy też, dlaczego Polska i reszta UE tak bardzo rozmijają się w kwestii energetycznych priorytetów. Z sondażu wynika bowiem, że Polacy po prostu nie są zainteresowani groźnymi zmianami klimatycznymi: 27 proc. Polaków uznało, że globalne ocieplenie "nie jest powodem do niepokoju". Odmiennego zdania było 32 proc. Polaków (i 24 proc. Łotyszy). Średnia dla całej UE to odpowiednio 12 i 50 proc. Polacy wypadają też kiepsko, gdy pada pytanie o inwestycje w technologie energooszczędne. Myśli o nich 52 proc. Polaków, podczas gdy średnia dla całej Unii to... 72 proc.