Zabójcy czekali na Santoniego w wiosce Monaccia d'Aullene na południu wyspy. Santoni był tam na weselu przyjaciela. Gdy koło pierwszej w nocy wyszedł z zabawy, z okien zaparkowanego obok samochodu padła seria z karabinu maszynowego. 41-letni mężczyzna, trafiony w głowę i pierś, zmarł na miejscu. Jego ochroniarze nie zdołali zatrzymać zabójców.
W strzelaninie ranny w nogę został także przyjaciel Santoniego, pan młody. Na miejscu natychmiast zjawiła się żandarmeria, zarządzono blokadę dróg, jednak znaleziono tylko spalony wrak samochodu użytego przez zamachowców.
François Santoni zdawał sobie sprawę, że czeka go zemsta dawnych kolegów. W czerwcu 2000 r., razem z Jean-Michelem Rossim, wydał książkę "Pour solde de tout compte", w której opisał, w jaki sposób dawni bojownicy o niepodległość Korsyki porzucili ideały i zajęli się zwykłą działalnością mafijną. Rossi zginął rok temu.
- Zabito ostatniego wielkiego przywódcę nacjonalistów z lat 80. - komentował wczoraj Guy Benhamou, dziennikarz, znany ekspert ds. Korsyki. Santoni za działalność terrorystyczną spędził sześć lat w więzieniu. Był jednym z najważniejszych działaczy separatystycznej partii A Cuncolta Naziunalista, pełniącej rolę politycznego przedstawiciela bojówek korsykańskich. W 1993 r. doprowadził do rozłamu w organizacji i nawiązał dialog z francuskimi władzami. W 1995 r. cudem uszedł z życiem z zamachu zorganizowanego przez zarzucających mu zdradę dawnych towarzyszy.
Rząd francuski potępił zamach i wyraził nadzieję, że nie wpłynie on na trwające od ponad roku rozmowy rządu z nacjonalistami korsykańskimi.
Porozumienie podpisane w 2000 r. w Paryżu miało rozwiązać problemy Ile de Beauté - Wyspy Piękna. W zamian za częściową autonomię - prawo do uchwalania własnych ustaw (ale pod kontrolą francuskiego parlamentu) od 2002 r., przywileje fiskalne i prawo do powszechnej edukacji w języku korsykańskim - nacjonaliści mieli zaprzestać trwającej od połowy lat 70. kampanii przemocy i zaakceptować pozostanie we Francji.
Pomimo głośnych sprzeciwów prawicowej opozycji i prezydenta Jacquesa Chiraca socjaliści zdołali przepchnąć pakiet w izbie niższej parlamentu.
Niespodziewanie porozumieniu zagrozili tymczasem sami Korsykanie. W lipcu zażądali amnestii dla ponad 40 skazanych, oskarżonych lub poszukiwanych za terroryzm. I tego Francuzom było za dużo. Zbyt świeża jest pamięć prefekta Claude'a Erignaca zastrzelonego w 1998 r. Jego prawdopodobny zabójca - Yvan Colonna - do dziś nie został schwytany. Według opublikowanego w poniedziałek sondażu CSA/"Libération" 81 proc. Francuzów opowiada się przeciw amnestii. Rząd zapowiedział, że o amnestii nie ma mowy.
Ten sam sondaż pokazał, że po raz pierwszy w historii liczba osób akceptujących odłączenie się Korsyki od Francji zrównała się z liczbą przeciwników.
Wielu komentatorów podejrzewa, że niektórzy radykałowie korsykańscy (jest ich 36 grup) umyślnie podgrzewają "korsykański kocioł", bo status quo bardzo im odpowiada, a reformy są dla nich zagrożeniem. Zdaniem Jean-Luc Pouthiera, politologa z Ecole Nationale des Sciences Politiques w Paryżu, najbardziej radykalne organizacje nacjonalistyczne są w rzeczywistości - tak, jak mówił Santoni - organizacjami mafijnymi. Bałagan administracyjny i bezprawie ułatwiają im m.in. przemyt broni i narkotyków, czy wymuszenia haraczy. - Jedna z hipotez tłumaczących śmierć prefekta Erignaca mówi, że próbował on dokonać kontroli rachunków w głównym korsykańskim banku, Credit Agricole - mówi Pouthier.
Konrad Niklewicz