W ostatni weekend listopada spotkało się trzech studentów informatyki. Postanowili ubrać się w kupione na giełdzie staroci rzeczy. Jeden w marynarkę z milicyjnymi patkami i stalowy hełm z napisem MO, drugi w marynarkę i starą czapkę milicyjną, a trzeci założył radziecki hełmofon. Tak ubrani wyszli wieczorem na miasto. Robili sobie zdjęcia, poszli na zakupy do sklepu przy kieleckim Rynku. Gdy wracali do domu, zatrzymał ich radiowóz. - Na komisariacie policjanci najpierw nie wiedzieli, jaki zarzut nam formalnie postawić, a po jakimś czasie usłyszeliśmy, że nosimy mundury, do których nie mamy prawa - opowiadają. Po przesłuchaniu, już bez mundurów, wrócili do domu. Sprawą zajął się sąd grodzki, bo policja oskarżyła ich o wykroczenie. Groziła im grzywna do 1 tys. zł lub kara nagany. Studenci na rozprawie nie zaprzeczali, że założyli fragmenty mundurów. - Ale nie czujemy się winni. Przecież w ten sposób trzeba by zamknąć wszystkich studentów, którzy w juwenalia przebierają się za milicjantów - mówili. Policjanci, którzy ich zatrzymali, twierdzili jednak, że mundury były bardzo podobne do używanych obecnie i mogły wprowadzać ludzi w błąd.
Na wczorajszą rozprawę sędzia Anna Jermak zażądała okazania mundurów. Najwięcej wątpliwości wzbudziły marynarki. - Przewodnicząca stwierdza, że oba mundury poza patkami i pagonami są identyczne z mundurem, który miał na sobie oskarżyciel publiczny [oficer policji - red.] i który jest nadal w użyciu policji - opisywała sędzia Jermak. Nie zgodzili się z tym oskarżeni. Podkreślali, że ich marynarki mają m.in. inne guziki niż używane przez policję. - Jest na nich orzeł bez korony, a powinien być w koronie - argumentowali studenci. Sędzia poprosiła o podejście policjanta i obejrzała guziki przy jego mundurze. Okazało się, że orzeł jest bez korony. - Może mundur jest nieregulaminowy - zastanawiali się studenci. Potem skrupulatnie opisywali różnice pomiędzy czapką milicyjną i policyjną.
Nieoczekiwanie policjant wystąpił o zmianę kwalifikacji czynu wobec dwóch studentów, którzy mieli na sobie marynarki. Chce, by odpowiadali za wykroczenie z artykułu mówiącego, że "kto ustanawia, wytwarza, rozpowszechnia publicznie, używa lub nosi: godło, chorągiew albo inną odznakę lub mundur, co do których został wydany zakaz, albo odznakę lub mundur organizacji prawnie nie istniejącej, albo odznakę lub mundur, na których ustanowienie lub noszenie nie uzyskano wymaganego zezwolenia, podlega karze aresztu albo grzywny".
- To przestaje być śmieszne, zamiast grzywny grozi nam areszt. Policji bardzo zależy na skazaniu nas, a my chyba zbyt lekko podeszliśmy do tej sprawy - mówi jeden z oskarżonych. Cała trójka zastanawia się, jak postąpić przed kolejną rozprawą wyznaczoną na 23 marca. - Może poszukamy adwokata albo jakiegoś biegłego, który udowodni, że to nie są mundury policyjne, tylko części ubiorów milicyjnych. Ale to kosztuje - zastanawiają się studenci.
Swoją bezpłatną pomoc już zaoferował Stanisław Szufel, dziekan kieleckiej rady adwokackiej. - Chętnie im pomogę. To przecież śmieszna sytuacja, która powinna się skończyć już na komisariacie co najwyżej pouczeniem. Ale tu widać zastosowanie niewspółmiernych środków w błahej sprawie. Policja powinna się chyba zająć czymś poważniejszym - uważa. To nie pierwsza taka jego sprawa. Kiedyś pomógł już Radkowi Faliszowi, uczniowi, który trafił do aresztu za podrobienie legitymacji szkolnej.
Dlaczego policja tak gorliwie ściga studentów? - Nie możemy tolerować łamania prawa. A w tym wypadku to było wykroczenie i studenci nie mogą się tłumaczyć nieznajomością prawa - argumentuje Małgorzata Sałapa-Bazak, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji w Kielcach.