Z wielką pompą brytyjski książę Karol i szejk Tamim bin Chamad as Sani wmurowali w czwartek kamień węgielny pod budowę w Katarze zakładów do przerobu gazu ziemnego na płynne komponenty do paliw (Gas-To-Liquids, GTL). Dzięki tej technologii z gazu ziemnego można otrzymywać wysokiej jakości komponenty dla branży paliwowej, np. olej napędowy bez siarki. Katar ma trzecie co do wielkości złoża gazu na świecie i jest to surowiec doskonałej jakości. Od 2010 r. zakład Shella ma z niego produkować do 140 tys. baryłek paliw i innych produktów GTL dziennie.
Jednak plany Shella nie budzą entuzjazmu analityków. Sęk w tym, że koszty budowy zakładu - finansowanego wyłącznie przez koncern - rosną jak oszalałe. W 2003 r. szacowano, że budowa zakładu GTL będzie kosztować 5 mld dol. Teraz Shell mówi już o 18 mld, a zdaniem przedstawicieli władz Kataru inwestycja może ostatecznie pochłonąć ponad 20 mld dol. Wątpliwości analityków wzrosły, kiedy w tym tygodniu z budowy własnych zakładów GTL w Katarze zrezygnował amerykański ExxonMobile - największy koncern paliwowy świata. Trzy lata temu na budowę swoich zakładów w Katarze Exxon planował wydać 7 mld dol. Teraz amerykański gigant ocenił, że inwestycja pochłonęłaby nawet 17 mld dol. i jest dla niego za droga.
Dla Shella projekt w Katarze to jednak szansa na przerwanie pasma niepowodzeń i dlatego brytyjsko-holenderski koncern trzyma się go, nie bacząc na koszty. W 2004 r. wybuchł skandal, kiedy wyszło na jaw, że przez lata Shell zawyżał dane o swoich rezerwach ropy i gazu, podbijając w ten sposób notowania swoich akcji. A pod koniec zeszłego roku cios Shellowi zadała Moskwa. Władze Rosji zarzuciły spółce Shella naruszenie przepisów ekologicznych przy eksploatacji wielkich złóż gazu na Sachalinie. Trzeba było wstrzymać inwestycje, co groziło Shellowi karami za opóźnienia w dostawach zamówionego już surowca. W końcu Shell odstąpił Gazpromowi kontrolę nad złożami na Sachalinie, a wtedy władze Rosji wycofały się z zarzutów o naruszenie przepisów ekologicznych.