Fundusze nieruchomości przeżywają boom

Już prawie 2,7 mld zł trafiło do funduszy, które inwestują na rynku nieruchomości. Nie wszystkie przyniosą uczestnikom krociowe zyski

Boom na rynku nieruchomości przyciąga inwestorów nie tylko do giełdowych spółek deweloperskich i budowlanych (indeks WIG-Budownictwo oddający zmiany cen akcji firm z tej branży wzrósł w ciągu roku o blisko 120 proc.!). Coraz mocniej korzystają na nim również fundusze inwestycyjne o profilu związanym z budownictwem. W środę towarzystwo funduszy inwestycyjnych ING pochwaliło się, że do Subfunduszu Budownictwo i Nieruchomości utworzonego zaledwie kwartał temu w ramach funduszu ING Parasolowego oszczędzający wpłacili już ponad miliard złotych! Tak szybko w ostatnich latach nie pęczniał żaden inny fundusz inwestycyjny.

Góra pieniędzy wpłacona do nieruchomościowego funduszu ING sprawiła, że z marszu stał się on największym w Polsce funduszem tego typu. Wartość pieniędzy zgromadzonych przez wszystkie pozostałe fundusze inwestujące na rynku nieruchomości wynosi niespełna 2 mld zł.

Wielkie zainteresowanie funduszem ING po części można tłumaczyć "reglamentacją" panującą na tym rynku. Co prawda, fundusze nieruchomościowe ma w ofercie coraz więcej towarzystw - z najbardziej znanych to Skarbiec, Arka, KBC i BPH - ale zdecydowana większość z nich inaczej niż fundusz ING ma charakter zamknięty. Można się było do nich zapisać tylko w określonym terminie. Teraz te fundusze nie przyjmują już nowych wpłat i zajmują się wyłącznie inwestowaniem powierzonych pieniędzy. Ich udziały można kupić tylko od dotychczasowego uczestnika.

Chętnych nie brakuje. Te fundusze zamknięte, których udziały (tzw. certyfikaty inwestycyjne) są notowane na giełdzie, przeżywają istne oblężenie, np. udziały funduszu Arka Nieruchomości podrożały w ciągu ostatniego kwartału o blisko 60 proc.! Chętni kupują je na parkiecie po 165 zł, choć ich "prawdziwa" wartość, czyli podawana przez TFI Arka wartość pojedynczego udziału, wynosi tylko 120 zł. Podobnie jest w przypadku certyfikatów funduszy Skarbiec i BPH, którymi też można handlować na giełdzie. - Ceny certyfikatów są całkowicie oderwane od ich bieżącej fundamentalnej wartości - mówi Tomasz Publicewicz z firmy badawczej Analizy Online.

Eksperci ostrzegają, że kupowanie na ślepo funduszy, które mają w nazwie słowo "nieruchomości", może się srodze zemścić. - Fundusze bardzo się różnią polityką inwestycyjną Te zamknięte zwykle inwestują w zakup konkretnych obiektów. Np. fundusze Arki i BPH - głównie w nieruchomości komercyjne, np. centra handlowe, a fundusz rynku mieszkaniowego Skarbca - w osiedla - mówi Maciej Kossowski z firmy brokerskiej Expander. - Zaś fundusze otwarte takie jak ING robią coś zupełnie innego: po prostu kupują akcje giełdowych spółek z branży budowlanej - dodaje Kossowski.

Które fundusze dają lepsze perspektywy zarobku? Fundusze inwestujące bezpośrednio w nieruchomości w ciągu roku powiększyły wartość swoich certyfikatów - tę "prawdziwą", nie giełdową - średnio o kilkanaście procent (choć np. fundusz BPH - tylko o niecałe 2 proc.). W dłuższej perspektywie o tak wysokie zyski będzie trudno, bo ceny nieruchomości są wyśrubowane, a fundusze nie podejmują nadmiernego ryzyka. Inwestują w obiekty mające dobrą lokalizację i dające pewny, choćby niewielki zysk.

Fundusze inwestujące w spółki budowlane, a nie bezpośrednio w nieruchomości (np. ING, pośrednio również fundusze KBC), są nieprzewidywalne. Ich wartość nie zależy od sukcesu konkretnej budowy, ale od sytuacji na rynku giełdowym. Na razie przynoszą krociowe zyski. Fundusz ING od początku roku dał już 7 proc. zysku, a fundusz KBC Index Nieruchomości inwestujący także za granicą - przez cały ubiegły rok zarobił prawie 44 proc.