W gimnazjum od dwóch lat są kamery. - Od czasu do czasu zapraszaliśmy też strażników miejskich albo policjantów, którzy na przerwie w mundurach przechadzali się po korytarzach. Czuliśmy się naprawdę bezpieczni - mówi Barbara Rut, wicedyrektor szkoły.
Aż do ubiegłego czwartku, do godz. 13.42. Większość uczniów właśnie wtedy po skończonych lekcjach wychodziła ze szkoły. W tłum wmieszało się dwóch obcych chłopców. Siłą wyciągnęli ze szkoły trzecioklasistę Rafała. Na zewnątrz czekała trójka ich kolegów. - Z okna pokoju nauczycielskiego zobaczyłam, że coś się dzieje na boisku szkolnym. Kiedy wybiegłam na zewnątrz, napastnicy już uciekli - opowiada wicedyrektorka szkoły. Rafał był w fatalnym stanie. - Najpierw udzieliliśmy mu pierwszej pomocy, zaraz potem powiadomiliśmy policję - wyjaśnia Barbara Rut.
Rafał nie był przypadkową ofiarą. Oni to fanatycy Stali, on - Resovii. Poprzedniego dnia spotkali się pod dyskoteką, którą Gimnazjum nr 1 z okazji karnawału organizowało w stołówce Politechniki Rzeszowskiej, na terenie, który stalowcy uważają za swój. To tam miało dojść do nieporozumienia między stalowcami a Rafałem. Policja mówi: - Pokłócili się. Wystarczyło, że z niewłaściwym wyrazem twarzy zapytał: ,,Co tam w Stali?", by sprowokować bójkę. Później ci pierwsi umówili się, że spuszczą mu łomot.
Chłopak trafił do szpitala. Ma złamany nos, podejrzenie wstrząśnienia mózgu. Lekarz zakwalifikował jego obrażenia do takich, które wymagają leczenia powyżej siedmiu dni. A to oznacza, że sprawa przeciwko kibolom Stali natychmiast została wszczęta przez policję. I to z sukcesem. - Po raz kolejny przysłużył się nam monitoring - nie ma wątpliwości Mirosław Wośko, zastępca naczelnika sekcji prewencji w Komendzie Miejskiej Policji w Rzeszowie.
- Napastnicy na pewno nie mieli wśród naszych uczniów znajomych, bo nie wiedzieli, że mamy monitoring. Ustawili się twarzami do kamer - opowiada Barbara Rut.
Nie było trudno ich namierzyć. Tym bardziej że jeden z nich był świetnie znany policji już wcześniej. - Godzinę po całym zdarzeniu dwaj, którzy wtargnęli do szkoły, zostali zatrzymani - informują policjanci. Trafili do izby dziecka. - Izolowaliśmy ich od siebie, aby nie mataczyli w śledztwie - wyjaśnia Wośko. Trzej kolejni wpadli w ręce policji następnego dnia. - Wśród nich jest również student Uniwersytetu Rzeszowskiego. Tomasz Ł. jest pełnoletni, więc już zostały mu postawione zarzuty. Nie przyznał się do winy. Sprawą jego młodszych kolegów zajmie się sąd rodzinny - zapowiada Wośko.
Czy takim sytuacjom da się zapobiec w przyszłości? - Da się, jeśli zatrudnimy ochronę. Ochroniarz stałby w drzwiach i nie wpuszczał nikogo obcego. Niestety, na to nas nie stać - mówi Barbara Rut. - Przeanalizowaliśmy od razu całe zajście, ale takie sytuacje trudno przewidzieć. Mamy 731 uczniów. Na przerwie, kiedy jest duży ruch, nie jesteśmy w stanie wyłapać wszystkich wchodzących do szkoły. Podjęliśmy już jednak decyzję, że wtedy kiedy jest natężony ruch, gdy kończą się lekcje, w drzwiach będzie stała woźna - zapowiada wicedyrektorka. Ma jednak wątpliwości, czy szczupła, niska kobieta poradzi sobie z większymi i silniejszymi od siebie. - Nie możemy jednak pozwolić, aby zastraszano naszych uczniów - dodaje.
Obawiam się, że teraz takie sytuacje mogą się nasilić. Szkoła może się zdecydować na zatrudnienie ochrony, a środki na ten cel mogłaby dać rada rodziców. Można by też wprowadzić identyfikatory, ale z praktyki wiem, że to krótkotrwałe i mało skuteczne rozwiązanie. Na pewno umówię się na spotkanie z dyrektorami gimnazjum. Sprawdzimy, jaki byłby koszt zatrudnienia ochrony. Musielibyśmy wybrać te najbardziej zagrożone szkoły. Ale jak widać, nie ma tu żadnych reguł, bo nigdy wcześniej nie przypuszczałbym, że taka sytuacja może się zdarzyć w Gimnazjum nr 1. Będę o tym rozmawiał z dyrektorami, ale i rodzice powinni się wypowiedzieć na ten temat.