To, co opowiadają pracownicy szpitala MSWiA, do których udało się dotrzeć Radiu TOK FM jest zatrważające. Lekarze - pomijając względy medyczne - przeszczepiali ludzkie narządy. Mówiąc prostym językiem: przeszczepiali narządy, które "nie do końca pasowały".
- Wiemy, że były nieprawidłowości przy kwalifikacjach do przeszczepów serca, ale także inne nieprawidłowości, które skłoniły CBA do zatrzymania lekarzy - potwierdza Radiu TOK FM wiceminister zdrowia Jarosław Pinkas.
Dlaczego lekarze to robili? Z informacji, do których dotarło radio, wynika, że chodziło o wielkie pieniądze. Za przeprowadzenie jednego przeszczepu serca ministerstwo zdrowia płaci 100 tys. zł. Bez względu na to, co dalej stanie się z pacjentem.
Teoretycznie nad wszystkimi ma czuwać Poltransplant, czyli organizacja, która zarządza wszystkimi przeszczepami w kraju. Ale - jak przyznaje jej szef, prof. Janusz Wałaszewski, gdyby ktoś miał złą wolę, to mógłby oszukać w dokumentacji medycznej.
- Wszystkie zawirowania, wszelkie poświadczenie nieprawdy jest teoretycznie w każdej domenie możliwe, ale to prędzej czy później musiałoby wyjść na jaw. Do tej pory nie mieliśmy takich doświadczeń, więc trudno mi to w jakikolwiek sposób potwierdzić.
Wszystko wskazuje na to, że w tym przypadku była zła wola. Pewne są dwa przypadki źle zakwalifikowanych pacjentów. Potwierdza je minister zdrowia Zbigniew Religa. Kolejnych prokuratura szuka w archiwum dokumentacji medycznej szpitala.
Przypomnijmy. W poniedziałek funkcjonariusze Centralnego Biura Antykorupcyjnego zatrzymali w klinice kardiochirurgii Centralnego Szpitala Klinicznego MSWiA czterech lekarzy: dr. Mirosława G., kierownika kliniki, jednego z najlepszych kardiochirurgów i transplantologów w Polsce. Zatrzymano także jego zastępcę, asystenta i jeszcze jednego lekarza. Ten ostatni został zwolniony po przesłuchaniu. Dwaj pozostali mieli mieć we wtorek postawione zarzuty, ale niezwiązane z przyjmowaniem łapówek. Głównym podejrzanym w aferze korupcyjnej jest szef kliniki Mirosław G.