Kłamała, że jest w ciąży, a chłopak ją zabił

Młodzieżowy dramat na sądowej wokandzie. On miał 20 lat, ona 17. Zginęła z jego ręki, bo chcąc odbić go innej, zablefowała, że jest z nim w ciąży.

On, czyli Czesław D. - niewysoki, szczupły, z dziecięco brzmiącym jeszcze głosem. Ona - Paulina K., ponoć zakochana w nim po uszy. Spotkali się przypadkiem na początku 2006 r. na jednym z grudziądzkich osiedli, tak jak obce osoby chcąc nie chcąc stykają się ze sobą przy okazji przebywania w towarzystwie wspólnych znajomych. Z czasem kontaktów było coraz więcej. W końcu się przespali. - Potraktowałem to jako przygodę, nie chciałem się z nią wiązać, miałem inną dziewczynę - powie potem podczas przesłuchania Czesław D.

Trudno powiedzieć, czym było intymne zbliżenie dla Pauliny, jednak od tamtej pory 17-latka poszukiwała obecności chłopaka. Ponieważ jej unikał, uznała, że zdobędzie go, gdy powie mu, że jest z nim w ciąży. Wysłała mu SMS-a. Dostała wulgarną odpowiedź, ale postanowiła spróbować jeszcze raz. W kwietniu ub.r. zdecydowała, że porozmawia z nim przy okazji spotkania na wolnym powietrzu przy alkoholu ze wspólnymi znajomymi. - Powiedziałem jej, że nawet jeśli jest w ciąży, to nie ze mną i ma nie kłamać - tak Czesław D. wspominał tę rozmowę w poniedziałek na swoim procesie w toruńskim Sądzie Okręgowym. - Wiedziałem, że sypiała z innymi. Ona się zdenerwowała. Stwierdziła, że się wypieram i jestem tchórzem.

Po zakończeniu spotkania młodzi poszli rozmawiać w ustronne miejsce. Przechodzili ścieżką obok gruzowiska. Paulina K. usiadła i - według słów oskarżonego - zaczęła krzyczeć. Nalegała i ponoć zaczęła grozić jego dziewczynie. Czesław D. też podniósł głos. - Zdenerwowałem się, aż się cały trząsłem - mówił potem. - Podniosłem cegłówkę i uderzyłem ją w głowę. Potem jeszcze trzy razy. Chciałem tylko, żeby umilkła i nie krzyczała, bo zaczęła mnie głowa boleć. Nigdy wcześniej nie miałem tak agresywnych reakcji.

Wychowywany w rodzinie zastępczej przez dziadków recytował zdania obojętnie, jakby wyuczył się ich na pamięć. Lekarze orzekli, że jest psychicznie zdrowy.

Prokurator twierdzi, że po zadaniu ciosów Czesław D. udusił dziewczynę tzw. smyczą na klucze, ale on w poniedziałek się tego wypierał, mimo że wcześniej sam tak wyjaśniał. Po dokonaniu zbrodni poszedł do domu. Potem wrócił do zamordowanej, by odszukać swoje klucze. Usłyszał, jak charczy i uciekł. Rano opowiedział o wszystkim koleżankom, które były z nim i Pauliną dzień wcześniej. Po rozmowie z nimi jeszcze raz poszedł do zmarłej. Z telefonu komórkowego wezwał policję i przyznał się do morderstwa. - Wiem, że nie był to powód, by zabijać - powiedział na przesłuchaniu. - Byłem pewny, że nie jest w ciąży, ale bałem się, że mnie w nią wrobi. A nigdy bym z nią nie był, bo była jakaś inna, łatwa. Zniszczyłem życie sobie, jej i jej rodzicom. Żałuję, ale mam świadomość, że muszę ponieść konsekwencje.

Grozi mu nie mniej niż 8 lat więzienia. Proces trwa.