Prokurator Giemza podał na konferencji prasowej, że zarzuty wobec policjantów dotyczą przekroczenia uprawnień, korupcji, ujawnienia tajemnicy służbowej, nakłaniania do fałszywych zeznań oraz działania w zorganizowanej grupie przestępczej.
Józef Giemza wyjaśnił, że policjanci brali łapówki od firm holowniczych za przekazywanie im informacji o kolizjach i zaznaczył, że była to zorganizowana działalność. Dodał, że śledztwo obejmuje okres dwóch lat. Podkreślił, że materiał dowodowy już na tym etapie śledztwa pozwala na postawienie podejrzanym zarzutów.
Prokurator z Tarnowa Marek Jamrozowicz, który przejął śledztwo od Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie zaznaczył, że śledztwo ma charakter rozwojowy. Prokurator podkreślił, że wydano ponad 50 postanowień i przeszukaniu i czynności te są teraz realizowane. Dodał, że śledztwem objętych jest około tysiąc zdarzeń. Wyjaśnił też, że materiał dowodowy jest bardzo obszerny, w przypadku jednego z podejrzanych liczy aż 60 stron. Zaznaczył, że sprawa dotyczy wąskiej grupy policjantów z miejskiej grupy dowodzenia, zajmującej się koordynowaniem działań policji przy wypadkach i kolizjach.
- Sprawa ma charakter rozwojowy. Dysponujemy dowodami pozwalającymi na postawienie zarzutów - powiedział na dzisiejszej konferencji prokurator Marek Jamrozowicz.
O aferze od rana informuje dziś RMF FM. - Byliśmy gotowi do zatrzymań jeszcze przed pielgrzymką Benedykta XVI- powiedział rozgłośni funkcjonariusz z Biura Spraw Wewnętrznych Komendy Głównej. - Okazało się jednak, że operację tę trudno przeprowadzić logistycznie - dodał.
Według reporterów radia, na krakowskim rynku liczą się trzy firmy. Właścicielem jednej z nich jest były policjant, dwie pozostałe zawarły układy z kilkunastoma funkcjonariuszami.
Podkupieni policjanci, gdy dostaną zgłoszenie o kolizji, wysyłają smsa do konkretnej firmy holowniczej. Według RMF FM, pracownicy firm "współpracujących" z policją świetnie się znają i bez problemu dogadują się ze sobą: kto pierwszy przyjedzie na miejsce wypadku, ten bierze zlecenie.
Policjant za wiadomość o wypadku dostawał 10 proc. wartości naprawy, średnio: od 500 do 1000 zł.