O sprawie piszemy od zeszłego tygodnia. Klienci z Polski, którzy przyjeżdżali na zakupy do niemieckich sklepów Selgros i Metro, nie mogli kupować towarów z promocji. Powód? Polacy, Rosjanie, Turcy i Rumunii wykupywali towary o obniżonej cenie. Według naszych czytelników Polakom kazano ściągać towary z taśmy przy kasie, do opornych wzywano policję i grożono zakazem wstępu do sklepów. W jednym z berlińskich sklepów Metro za klientami z Polski chodziła nawet niemiecka obsługa z tabliczkami z napisem "nie kupuj za dużo". Obostrzenia dotyczyły głównie proszków do prania.
Po naszych tekstach i interwencji polskiej ambasady w Niemczech Selgros i Metro zmiękły. W zeszły weekend dziennikarz "Gazety" wraz z panem Grzegorzem ze Szczecina (który tydzień temu powiadomił nas o swoich kłopotach) odwiedzili Selgros w Berlinie Lichtenbergu, w którym według naszych czytelników klientów z Polski traktowano szczególnie nieprzyjemnie. Tym razem obsługa nie robiła żadnych problemów, choć koszyki mieliśmy wypełnione proszkami do prania. - W punkcie obsługi klienta siedzieli ci sami ludzie co poprzednim razem - mówi pan Grzegorz. Wówczas pracownik powiedział mu, że w promocji kupować mu nie wolno.
Sprawą zainteresowało się biuro pełnomocnika ds. integracji rządu Brandenburgii. - Działania koncernów są niezgodne z ustawą o niedyskryminacji - mówi Karolina Miller z biura pełnomocnika. Zapewnia, że biuro natychmiast zajmie się tą sprawą. Pracownicy pełnomocnika mają tu spore doświadczenie. Stosując prowokacje, walczą m.in. z dyskryminacją cudzoziemców i imigrantów przez pracodawców. Zajmują się nawet przypadkami, gdy cudzoziemców nie wpuszcza się do restauracji czy na dyskoteki. Sprawą zainteresowały się również władze Berlina. - Opisane przez was przypadki są niedopuszczalne. Należy potępić jakiekolwiek próby dyskryminowania klientów ze względu na ich narodowość - mówi Günter Piening, pełnomocnik berlińskiego senatu ds. integracji. Biuro Pieninga natychmiast zażądało od koncernów wyjaśnień. Metro odpisało, że doszło do "uchybienia, które zostało naprawione". Podobnie "Gazetę" informował John Matthew, jeden z dyrektorów Selgrosa.
Co grozi koncernom, gdyby dalej dyskryminowały polskich klientów ? - Proces sądowy i grzywna, choć takie sprawy zawsze staramy się załatwić polubownie. Wszystkich, których w przyszłości spotka coś podobnego, prosimy o kontakt - mówi Miller.