Pan Grzegorz ze Szczecina w ubiegły piątek przy okazji wyjazdu do Niemiec chciał kupić trochę proszków do prania i chemii domowej dla siebie i siostry. Twierdzi, że w Niemczech są lepsze niż w kraju. Na zakupy poszedł do berlińskiego Selgrosa - sklep specjalizuje się w sprzedaży hurtowej dla właścicieli firm.
- Rok temu dostałem z polskiego Selgrosa reklamówkę, że można robić zakupy w niemieckich sklepach. Postanowiłem skorzystać - opowiada.
W sklepie podszedł do czytnika kart (aby kupować w Selgrosie, trzeba mieć specjalną kartę). Przeciągnął wystawionym w Polsce plastikiem. Wtedy podszedł do niego pracownik sklepu.
- Może pan robić zakupy, ale bez artykułów w promocji.
- Słucham?
- Od 1 stycznia Polacy, Turcy i Rosjanie nie mogą kupować w promocjach.
- Czemu?
- Boss tak kazał - skwitował pracownik Selgrosa.
Polak stanął jak wryty, więc Niemiec wezwał inną pracownicę - Rosjankę. Ta mieszaniną polskiego i rosyjskiego powiedziała panu Grzegorzowi to samo. - Ja też uważam, że to idiotyczne, ale takie jest polecenie szefa - zakończyła.
Wściekły pan Grzegorz zakupów nie zrobił, pojechał 20 km dalej. Do konkurencji Selgrosa, czyli Metro (w Polsce ta sieć nazywa się Makro).
- Podszedłem do informacji, pokazałem polską kartę. Wystawiono mi jednorazową niemiecką. Odchodzę, a kobieta mówi: - Ale proszę pamiętać, że w promocji pan nie może kupować.
Zrobił drobne zakupy i zwinął się do kraju. - To jawna dyskryminacja - uważa.
Co na to same sklepy? Oba uderzyły się w piersi.
- Nie ma żadnej polityki koncernu dyskryminującej Polaków, Rumunów czy Rosjan. Incydent w naszej berlińskiej filii był skandaliczny i niedopuszczalny. Bardzo mi przykro z tego powodu, tym bardziej że pracowałem przez siedem lat w Selgrosie w Polsce - zapewnia John Matthew z niemieckiego Selgrosa. Dodaje, że jeśli pan Grzegorz wskaże osoby, które go tak potraktowały, zostaną wobec nich wyciągnięte "konsekwencje służbowe".
Podobne oświadczenie przysłało do "Gazety" Metro: - Z całą pewnością doszło do nieporozumienia między czytelnikiem "Gazety Wyborczej" a personelem jednej z hal Metro w Berlinie. Wszyscy klienci biznesowi są mile widziani w naszych halach i nie tolerujemy żadnej dyskryminacji wobec klientów czy pracowników.
Niestety, dyskryminacja wraz z zapewnieniami biur prasowych nie znikła. Wczoraj nasz reporter zadzwonił do sklepu Selgros we wschodnioberlińskim Lichtenbergu. Zapytał na informacji, czy jako Polak może u nich kupić towary z promocji.
- Tylko kilka sztuk. Więcej panu nie sprzedamy - odpowiedziała pani z Selgrosa.
- Ale dlaczego?
- Polacy przyjeżdżają do nas furgonetkami i kupują towary z promocji na tony. Wszystko błyskawicznie znika, a my na tym tylko tracimy, bo nie kupują nic innego. Jeśli chce pan kupić kilka rzeczy, nie ma problemu, ale kilkuset już nie - stwierdziła ekspedientka, dodając, że podobnie jak Polacy, zachowują się Rosjanie i Rumuni.
- Niemcy powinni się cieszyć, że ktoś chce u nich wydawać swoje euro - kwituje Pan Grzegorz ze Szczecina.
W polskim Selgrosie i Makro wszyscy klienci mogą kupować bez ograniczeń.