Nie było zaskoczenia. Za strajkiem głosowało 67 tys. 814 osób, przeciwko 2 tys. 274 (738 głosów było nieważnych). W referendum, które w czwartek zorganizowano we wszystkich śląskich kopalniach, uczestniczyło 62 proc. wszystkich pracowników kopalń. - Referendum pokazało wyraźnie, że górnicy wierzą związkom zawodowym, a nie rządowi - triumfował wczoraj Dominik Kolorz, szef górniczej "Solidarności".
Taki wynik głosowania oznacza, że 24 stycznia w kopalniach przeprowadzony zostanie całodobowy strajk ostrzegawczy. Od 1 lutego ma się rozpocząć generalna akcja protestacyjna: strajk generalny lub blokada wysyłki węgla z kopalń. - Mamy kilka scenariuszy, ale nie zdecydowaliśmy jeszcze, który zostanie zrealizowany - stwierdził Kolorz.
Zapewnił, że związkowcy nie będą blokować szybów, by uniemożliwić zjazd na dół tym górnikom, którzy nie będą chcieli strajkować.
Zamieszanie w śląskich kopalniach spowodował projekt rządowej strategii dla górnictwa na lata 2007-15. Związkowcy alarmują, że zawarte w strategii propozycje doprowadzą do likwidacji kopalń, obniżki płac górników i niekorzystnych zmian w układach zbiorowych pracy. Nie zgadzają się też na zapowiadaną prywatyzację kopalń i powiązanie płac z wydajnością.
Wiceminister gospodarki Paweł Poncyljusz, odpowiedzialny w rządzie za górnictwo, przypomniał wczoraj, że jeden dzień strajku będzie kosztował branżę 90 mln zł, a realizacja strategii nie oznacza likwidacji kopalń i redukcji pensji.
- Cieszy mnie to, że górnicy nie są jednogłośni w sprawie strajku, o czym może świadczyć niska frekwencja w referendum w kilku kopalniach - stwierdził Poncyljusz.
Jako przykład podał kopalnię Bolesław Śmiały, gdzie frekwencja wyniosła zaledwie 15 proc., oraz kopalnię Wieczorek, w której tylko 35 proc. załogi poparło jednodniowy strajk.