Jerzy Stuhr w "Kontrabasiście" - galeria zdjęć
Jerzy Stuhr: To było w1984 r. Nieznana mi wtedy Basia Woźniak, studentka germanistyki, była na prapremierze tego utworu w Norymberdze. Po przedstawieniu podeszła do autora i powiedziała mu, że jest w Polsce aktor, który mógłby to zagrać. Po czym zapytała, czy on by jej nie dał praw do tłumaczenia. I Süskind zgodził się. Kiedy tłumaczenie było już gotowe, wręczyła mi je któregoś wieczoru przed teatrem.
W domu zerknąłem na tekst. Zobaczyłem tytuł. Pomyślałem - coś o muzykach, a ta tematyka jest mi bliska, więc zacząłem czytać. I przeczytałem w ciągu jednej nocy. Po lekturze wiedziałem, że będę to grał.
- Stanisławowi Radwanowi, wtedy dyrektorowi Starego Teatru, pomysł się spodobał. Napisaliśmy błagalny list do Süskinda, sugerując, że za prawa, owszem, możemy zapłacić, ale w złotówkach... On odpisał, że daje nam prawa w złotówkach. Zasugerował, że jak kiedyś przyjedzie do Krakowa, to pójdziemy za te pieniądze na kolację.
- Nie. Nigdy nie się spotkaliśmy. Gdy grałem w Norymberdze, zaprosiłem go na spektakl, ale on już tam nie mieszkał.
- O nie. Kiedy w 1989 r. dokonała się w Polsce zmiana ustroju, agent Süskinda powiadomił nas, że teraz już trzeba płacić. I kasują za każdy spektakl 11 proc.
- Około 670.
- Myślałem, ale premierowe pierwszeństwo ma telewizja niemiecka. Następne podejście do Süskinda może jeszcze przede mną. Złożyłem taką propozycję pewnemu hollywoodzkiemu producentowi.
- Ja go przekonuję. Mówię, że to będzie trochę taki film jak "Lokator" Polańskiego. On odpowiada: nie widziałem. I tak rozmawiamy już ze sobą ze dwa lata. Może kiedyś go przekonam.
- Cudowna "Ucieczka skazańca". To jednak było kino europejskie. Ja muszę przekonać producenta amerykańskiego.
- Trudno porównywać "Kontrabasistę" z "Pachnidłem", to bardzo różne utwory. Trudno, aliści można, bo w każdej jego powiastce opisany jest jakiś los outsidera, kogoś, kto ma jakieś szczególne umiejętności i nie może ich ani wytłumaczyć innym, ani opowiedzieć, a wielką wagę przywiązuje do tych swoich predyspozycji. I taki jest też kontrabasista.
- I to jest właśnie filmowe, ta klaustrofobiczność, to otwarcie okna na końcu, wykrzyczenie wszystkiego na ulicę, która w ogóle tego nie słyszy. Wcale w tym filmie nie musiałoby być wiele słów. Kino potrafi opowiadać obrazem.
- Siebie. Kiedyś, gdy mówiłem taki tekst: "Proszę, zwalniam się. I nic mi nie mogą zrobić. Jestem wolny. I co z tego? Zostaję na bruku. Ja i on. Wolni!". Dzisiaj w tym momencie na widowni panuje przeraźliwa cisza. Kiedyś to nic nie znaczyło, a dziś? "Proszę bardzo, każdy może dać wypowiedzenie. Jesteś wolny. Ty i on - kontrabas, wolni, na bruku". Nic, tylko zwariować. Widownia rozumie, każdy może dać wypowiedzenie, choćby teczką...
- Tak, tylko nieraz nadaje im dość ekstremalne cechy, jak w "Pachnidle". Zmieniają się epoki, formy opowiadania, ale ci bohaterowie wyrastają z jednego, wspólnego pnia.