Poznań: Trzyletni chłopiec zmarł na sepsę

Bartek trafił do szpitala w sobotnie przedpołudnie, w bardzo ciężkim stanie. Po kilku godzinach zmarł. Lekarze mówią, że nie było szans, żeby go uratować

Ostatni raz Bartek był w Przedszkolu nr 51 przy ul. Głogowskiej w piątek. Nic nie wskazywało na to, że dzieje się z nim coś złego. W poniedziałek już się nie pojawił. - Przyszła jego mama - opowiada Anna Sip, dyrektor przedszkola. - Powiedziała, że jej syn zmarł w sobotę w szpitalu. Jak to usłyszałam, to aż usiadłam...

Dyrektorka tłumaczy, że w poniedziałek jeszcze nie wiedziała, że przyczyną śmierci Bartka była sepsa - choroba zakaźna, która często kończy się zgonem. - Wiedziałam jednak, że w grę wchodzi choroba, którą można zarazić inne osoby. Podjęłam więc odpowiednie kroki: powiadomiłam o wszystkim sanepid, kuratorium i Urząd Miasta - mówi Sip. I dodaje: - Dostałam wstępną zgodę na zamknięcie przedszkola, ale specjaliści z sanepidu zapewnili mnie, że nie jest to konieczne. Bakterie takich chorób mogą przeżyć poza organizmem człowieka do 48 godzin, a w weekend przedszkole było przecież puste.

Mariusz Stawiński, powiatowy inspektor sanitarny w Poznaniu, potwierdza, że sytuacja jest pod kontrolą. - Dzieci, które miały kontakt z chłopcem, nie trzeba izolować. Na wszelki wypadek powinny jednak dostać antybiotyk - powiedział "Gazecie". W tym celu wczoraj z rodzicami 16 maluchów skontaktowali się pracownicy sanepidu. Kuracje przedszkolaków, prowadzone przez lekarzy rodzinnych, nadzoruje prof. Jacek Wysocki, wojewódzki konsultant ds. pediatrii. - Te z nich, które stykały się z chorym, mogą mieć w gardle bakterie wywołującą sepsę i być jej nosicielami - tłumaczy profesor. - Taka bakteria może zaatakować po kilku dniach albo tygodniach, w chwili osłabienia organizmu. Antybiotyk ma tę bakterię zniszczyć.

Dlaczego Bartek zachorował? Tego nie wiadomo. Do Kliniki Chorób Zakaźnych i Neurologii Dziecięcej przy ul. Szpitalnej chłopiec trafił w sobotnie przedpołudnie. Lekarze od razu podejrzewali sepsę. - Już w izbie przyjęć dziecko miało zaburzenia świadomości i liczne sine plamy na skórze. Jego stan pogarszał się tak szybko, że po dwóch godzinach trafił na intensywną terapię - mówi dr Iwona Mozer-Lisewska, zastępca kierownika kliniki. - Objawy i przebieg choroby sugerowały bardzo groźną odmianę sepsy, najprawdopodobniej wywołaną przez bakterie meningokoki.

Na takie zakażenie najbardziej narażone są dzieci po przebytych infekcjach, które na dodatek mają wrodzone braki odporności. Niestety, u dzieci poniżej piątego roku życia w 95 proc. przypadków zakażenie kończy się śmiercią. Zdaniem lekarzy, Bartek najpewniej nie przeżyłby nawet wtedy, gdyby wcześniej trafił do szpitala.

Mimo apeli o spokój, część rodziców dzieci z Przedszkola nr 51, nie ukrywała wczoraj przerażenia. - Jestem mamą starszaka. Usłyszałam właśnie, co się stało i bardzo się przestraszyłam. Przyszłam, żeby zapytać panią dyrektor, czy moje dziecko jest bezpieczne - powiedziała nam 30-letnia kobieta, którą spotkaliśmy przy sekretariacie.

Wczoraj postępowanie sprawdzające w sprawie śmierci przedszkolaka wszczęła prokuratura.