Miłada Jędrysik: Sprawa abp. Wielgusa skończyła się wielkim skandalem. Jak Kościół powinien rozliczać się z przeszłością, żeby tego uniknąć?
Aleksander Hall*: Bardzo rzadko w debacie lustracyjnej słyszymy czysty ton. Nastąpiła olbrzymia polaryzacja opinii, także w przypadku abp. Wielgusa. Z jednej strony mamy oburzające tytuły prasowe jak "Arcykapuś" w "Fakcie" - ten tytuł odbiera ludzką godność człowiekowi, który niewątpliwie popełnił ciężkie błędy, ale nie powinien być obdzierany z szacunku, który każdemu jest należny. I ton części dziennikarzy: o, jeszcze jednego przyłapaliśmy.
Z drugiej strony mamy wielką nieporadność, niekonsekwencję i obawę wielu hierarchów przed zmierzeniem się przez Kościół z tym trudnym i bolesnym zagadnieniem.
Nie można przyjmować postawy, że dokumentów wytworzonych przez służbę bezpieczeństwa nie ma. Zawsze stałem na stanowisku, że lustracja w Polsce jest potrzebna, ale musi być "cywilizowana"; jej celem powinno być ustalenie prawdy. W Kościele były przypadki bolesnej zdrady, ale też widać wyraźnie - i w sprawie ks. Wołoszyna z Torunia i ks. Wekslera-Waszkinela z Lublina - że funkcjonariusze służby bezpieczeństwa, nieskrępowani koniecznością pobierania od księży deklaracji współpracy, po prostu ułatwiali sobie zadanie i poprawiali statystyki.
Najlepiej byłoby, żeby powstały komisje historyczne powołane przez biskupów, które podejmą żmudną pracę zbliżania się do prawdy. To wymaga wielkiej rzetelności i uwolnienia się od zależności ideologicznych.
Jak Pan ocenia kazanie prymasa Glempa, który chyba jednoznacznie wziął w obronę abp. Wielgusa?
- Jest mi trochę trudno o tym mówić, gdyż w latach 1986-89 byłem członkiem Rady Prymasowskiej, z tamtego czasu znam ks. prymasa i bardzo go cenię. On sam zresztą w warunkach nacisków SB jako młody ksiądz umiał się zachować odpowiednio. Ale moim zdaniem poszedł zbyt daleko w usprawiedliwianiu abp. Wielgusa i w chęci współodczuwania z tłumem, który takiej reakcji oczekiwał.
Czyli słowa prymasa były spontaniczne, podyktowane potrzebą chwili?
- Nie wiem. Ale tak naprawdę ze słów kardynała Glempa wynika, że ten tłum skandujący "Zostań" miał rację. Ale w takim razie racji nie ma Stolica Apostolska. Mówię to z przykrością.
W tej sprawie zostały popełnione wszystkie możliwe błędy, bo nawet jeśli weźmiemy pod uwagę wszystkie okoliczności łagodzące i założymy, że ks. Wielgus nikogo nie skrzywdził, to jednak pokazał daleko idącą słabość. Ta słabość w żaden sposób nie może go przekreślać, ale też chyba nie jest dobrą kwalifikacją do prowadzenia jednej z najważniejszych diecezji polskich w tak trudnym okresie, kiedy mamy do czynienia i z wewnętrznymi podziałami, i z procesami laicyzacji.
Poza tym w ciągu ostatnich kilkunastu dni abp Wielgus mówił różne rzeczy na temat swojej współpracy, prawdę wyznał bardzo późno. Źle się stało, że w ogóle ta kandydatura się pojawiła i że sam arcybiskup nie uznał, że jednak z taką przeszłością nie powinien zostać metropolitą warszawskim.
Oby ten wstrząs, bolesny przecież dla wszystkich, spowodował refleksję i próbę rzetelnego zmierzenia się z tą sytuacją.
Jak głęboki jest kryzys Kościoła katolickiego w Polsce wywołany sprawą abp. Wielgusa i jakie mogą być jego konsekwencje?
- Jest rzeczywiście głęboki i rozgrywa się na kilku płaszczyznach. Wyraźnie widać rozejście się dróg istotnej części inteligencji, laikatu katolickiego, z tendencją dominującą wśród hierachii.
Jaka to tendencja? Konserwatywna? Radiomaryjna?
- Tendencja postrzegania Kościoła poprzez duchownych i hierarchię, która decyduje o obliczu i kierunku Kościoła. Może najsilniej wyraził to biskup Głódź w wywiadzie dotyczącym innej sprawy, inicjatywy parlamentarzystów w sprawie uczynienia Jezusa Chrystusa Królem Polski. Powiedział: Niech szewc zajmuje się robieniem butów, a duchowni będą podejmować decyzję w sprawach kościelnych. W tej konkretnej kwestii Głódź miał chyba rację, ale pokazuje to, że część biskupów uważa, iż świeccy nie powinni się mieszać do spraw zasadniczych.
Drugą płaszczyznę sporu dobrze było widać dzisiaj w katedrze. Nie ulega wątpliwości, że ci, którzy krzyczeli "Zostań z nami", "Chcemy arcybiskupa Polaka", to byli przedstawiciele zorganizowanego obozu Radia Maryja.
Z całą siłą pokazało się pęknięcie, z którego już przedtem zdawaliśmy sobie sprawę. Jednak trudno tych krzyków nie odbierać jako przejawu otwartego niezadowolenia z decyzji, którą podjęła Stolica Apostolska.
Teraz chyba bardzo ważne jest, kto zostanie następcą abp. Wielgusa. Ze względu na rangę diecezji będzie to przecież jeden z przywódców Kościoła.
- Tradycyjnie tak było. Tu jest potrzebny człowiek bardzo dużego formatu i bardzo wielkiej wiarygodności. Być może nawet ktoś, kto w ogóle nie jest biskupem, jakiś wybitny charyzmatyczny ksiądz, których Kościół polski ma bardzo wielu.
Aleksander Hall* - konserwatywny publicysta, historyk, działacz prawego skrzydła opozycji solidarnościowej