- Tylko karpie sprzedaje się żywe. To przyzwyczajenie jeszcze z czasów PRL-u, kiedy przed świętami przywożono je do zakładów pracy dwa - trzy tygodnie przed świętami. Ludzie trzymali je w wannach. Teraz to zupełnie nieuzasadniony zwyczaj, który skazuje ryby na cierpienie - uważa Jacek Bożek, prezes Stowarzyszenia Ekologiczno-Kulturalnego "Klub Gaja".
Na znak protestu ekolodzy wykupili wczoraj w Warszawie żywe karpie i wypuścili je do stawu przy ul. Wolumen. Podobna akcja odbędzie się 22 grudnia na bielskim deptaku handlowym przy ulicy 11 Listopada. Ekolodzy złożyli też wczoraj w Ministerstwie Sprawiedliwości petycję, w której domagają się zakazania sprzedaży żywych karpi.
Bożek: - Inne ryby nie są w taki sposób sprzedawane, nie mówiąc o tym, że nikomu nie przyszłoby do głowy, żeby w hipermarketach handlować np. żywymi świniami.
Co na to Ministerstwo Sprawiedliwości? - Na razie nie zapoznaliśmy się z treścią petycji - mówi Joanna Dębek z wydziału informacji ministerstwa.
Na Śląsku handel karpiami skontrolują powiatowi lekarze weterynarii. Krzysztof Marszałek z katowickiego Wojewódzkiego Inspektoratu Weterynarii wysłał wczoraj do nich pismo w tej sprawie. Przypomina: karpie muszą być traktowane zgodnie z ustawą o ochronie zwierząt.
- Powinny być w odpowiedni sposób przewożone i przetrzymywane. Niedopuszczalny jest transport bez wody, na lodzie. Należy przechowywać je w odpowiednio dużych basenach, z natlenioną wodą - tłumaczy Marszałek.
Inspektorzy ostrzegają, że za nieprzestrzeganie przepisów sprzedawcy zostaną ukarani grzywnami. Bożek przyznaje, że pod tym względem województwo śląskie jest wyjątkowe.
- Kilka tygodni temu Klub Gaja i TOZ podpisały z wojewodą śląskim umowę o współpracy. Mam nadzieję, że w innych regionach Polski zostaną podpisane podobne dokumenty - mówi Bożek.