To dobrze, dyskusja o kondycji współczesnego malarstwa przenosi się do Polski. Trwa właśnie wystawa malarstwa współczesnego polskiego w BWA w Bydgoszczy. A w Zachęcie otwarto wystawę o ironicznym tytule "Malarstwo polskie XXI wieku". To gigantyczny pokaz. Bierze w nim udział 60 artystów z kilku pokoleń, z wielu różnych ośrodków, mieszkających i tworzących w Polsce i za granicą.
O malarstwie ostatnio dużo się mówi, malarstwo jest modne i wywołanie tematu malarstwa też jest modne. Polskiej inicjatywy nie można porównywać z reklamowo-komercyjną działalnością Charlesa Saatchi, który wystawę współczesnych obrazów ze swoich zbiorów dwa lata temu nazwał "Triumf malarstwa".
Po pierwsze dlatego, że zamierzenia polskiej kuratorki nie mają nic wspólnego z rynkiem. Po drugie, że daleka jest ona od postawy hurraoptymizmu. Wystawie szefowej Zachęty Agnieszki Morawińskiej bliżej do projektów muzealnych organizowanych na świecie od kilku lat. Takich, które biorą na warsztat malarstwo, ukazują je z różnych perspektyw i pytając o jego status w świecie zdominowanym przez media. Ale także o stosunek do fotografii, do polityki, do pojęcia piękna.
Takie projekty biorą się z ciekawości: sprawdźmy, co się dzieje w tej zaniedbanej dziedzinie, która od około dziesięciu lat jest traktowana na wielkich wystawach sztuki, w galeriach i w opracowaniach krytycznych gorzej i bardziej podejrzliwie niż tendencje konceptualne, film czy instalacja. Można powiedzieć, że wystawy tw tworzą nurt rewizjonistyczny w dzisiejszej krytyce, który sprawdza, czy rewolucja nie zaszła za daleko i czy nie oderwała się od swoich założeń. Czy np. nie jest tak, że awangarda popełnia błąd, kiedy zamiast traktować równo wszystkie gatunki sztuki, odrzuca i specjalnie nienawidzi szczególnie jednego - właśnie malarstwa, tylko dlatego, że kojarzy się on ze starym akademickim systemem kształcenia.
Wystawa taka ma szczególne znaczenie w naszych polskich warunkach.
W Polsce dla malarzy sytuacja na rynku sztuki i na giełdzie kuratorskiej nie jest dobra. Malarze czują się odrzuceni, malarzy jest bardzo dużo. Jest rozdźwięk między tym, jak wygląda nauka w naszych Akademiach Sztuk Pięknych, które dzielą się jak sto lat temu na trzy główne działy: malarstwo, grafikę i rzeźbę, a tym, jak wygląda dzisiaj świat sztuki.
Z drugiej strony Wilhelm Sasnal i jego koledzy z pokolenia grupy Ładnie, którzy odnieśli sukces, są lubiani i popularni, wciąż są u nas raczej wyjątkiem niż regułą. Nie jest łatwo w Polsce sprzedać obrazu. Nawet dobrego. Nasz rynek sztuki działa marnie, za to znakomicie już za pierwszą zachodnią granicą. To doskonała pożywka dla depresji i frustracji.
O tym zresztą mówi jedna z prac pokazanych na wystawie - młodej artystki Marii Zuby. Sfilmowała ona wypowiedzi studentów ASP z Wrocławia, w których mówią o swoich marzeniach. A potem pokazała, gdzie pracują po studiach. Kicz przedstawiający sawannę z żyrafami wymalowanymi w zachodzącym słońcu - symbolizuje skalę upadku ich wyobrażeń o sztuce.
Morawińska w swojej wystawie wyszła z prostego założenia - pokazała, co polscy malarze zrobili w ciągu ostatnich sześciu lat, a więc na początku XXI wieku. Zrezygnowała z ideologicznego czy filozoficznego postawienia sprawy, przez to wystawa będzie dla widza łatwa w percepcji. Przechodzi się z sali do sali, każda jest pełna malarstwa. Jednak by wszystko nie było znowu aż tak zupełnie proste, kuratorka zrezygnowała ze ściśle technologicznej definicji malarstwa. Nie chodzi o przecież to, by cofnąć się do epoki płótna, pędzla i terpentyny, ale by zobaczyć, co dzisiaj artyści myślą o malarstwie. Stąd lekkie rozciągnięcie granic gatunku na tej wystawie. A momenty, w których malarstwo wychodzi z tradycyjnych ram, budują na tej wystawie napięcie.
Momentem, który na pewno zatrzyma widza i każe mu się zastanowić nad sposobem funkcjonowania artysty w systemie pieniężnej wymiany, będzie praca Rafała Bujnowskiego. Ten młody malarz postanowił wymienić się z kolegami na obrazy. Jak w średniowieczu albo jeszcze dawniej płaci za każdy z nich zajęczą skórką. Kolekcję w ten sposób uzyskaną - są w niej m.in. prace Sasnala, Bogackiej i Sawickiej - Bujnowski nazwał "Kolekcją Mileny Bujnowskiej", czyli swojej czteroletniej córki, i zamierza przeznaczyć na jej posag.
Świat sztuki jest cyniczny, by w nim przeżyć, można tylko posłużyć się daleko posuniętą ironią. To specjalność Cezarego Bodzianowskiego, który specjalnie na wystawę nakręcił film - ze swoim snem o sławie. Odgrywa tu spektakl przybycia artystycznej celebrity, czyli siebie, do Warszawy samolotem z Łodzi. Witany uroczyście, ląduje w hotelu Wiktoria jako gość sławnej galerii Zachęta. Malarz to ważny gość, wszyscy wiemy o tym, że to nieprawda.
Co jest odkryciem tej wystawy? Nie starsi malarze, Gierowski, Fijałkowski i Tarasin, o których wiem, że są klasykami. Nie młodzi, o których wiem, że i tak im się uda. Odkryciem jest średnie pokolenie, które tutaj wychyla się z jakiegoś niebytu. Pokolenie pięćdziesięciolatków, obciążone niekorzystnym dla siebie nijakim wiekiem, pomiędzy młodością a starością, obciążone też klęskami generacji, które trafiło z młodością prosto w ciemnię kulturalną lat 80. Marek Sobczyk, Paweł Jarodzki, Włodzimierz Pawlak, Paweł Susid pokazują na tej wystawie swoją siłę i wciąż nowe pomysły na obrazy. Niezwykłe są np. prace Pawlaka z cyklu "Dziennik Malarza", komponowane z wyciśniętej wprost z tuby farby, ładne i zgryźliwe do bólu, bo pytają przecież o to, co jeszcze "wycisnąć" można z malarstwa.
A co z kobietami? Dziwna rzecz, w jakikolwiek sposób zapytać dzisiaj o malarstwo, zawsze kobiety będą w mniejszości. Co nasuwa refleksję o ostatnich zmianach w sztuce, jako także o wyniku feministycznego przewrotu. Jest dziś mniej malarstwa na wystawach nie z powodu jakiejś wyjątkowej złośliwości wobec tej techniki żywionej przez awangardowych kuratorów, ale po prostu też dlatego, że w sztuce jest więcej kobiet. A technika olejna na płótnie najczęściej była i jest przez nie kontestowana jako symbol zdominowanego przez mężczyzn akademizmu.
Dlatego nie bardzo mi się podoba kobiecy zakątek: Basia Banda, Marzena Morozowicz, Anna Myca, zestawione tu razem jako autorki sztuki delikatnej, smutniutkiej i zwiewnej. Nie jestem pewna trafności tej identyfikacji. Jeśli dla malarstwa nie ma już kryterium techniki (są na wystawie performerzy Bodzianowski i Dawicki), czemu sztukę kobiet zamykać do różowej alkowy?
Malarstwo polskie XXI wieku
kurator Agnieszka Morawińska
Zachęta
Warszawa, od 16 grudnia do 25 lutego 2007