2006 - rok spełnionego cyfrowego proroctwa

Chyba wiem, jak badacze kultury z przyszłości będą podsumowywali rok 2006. To był rok, w którym zaczęły się spełniać prognozy futurologów wieszczących demokratyzację kultury poprzez rozpowszechnienie technik cyfrowych

Te prognozy słyszymy od ćwierć wieku (formułował je jeszcze Alvin Toffler w swojej "Trzeciej fali" z 1980 roku) i zdążyliśmy już je parokrotnie wyśmiać. Komercyjny internet z końca XX wieku był zdominowany przez tradycyjne formy rozpowszechniania kultury i informacji. Wszystko wyglądało z grubsza tak samo jak w świecie analogowym - głównym źródłem informacji były cyfrowe witryny tradycyjnych mediów, rozrywki szukaliśmy zaś głównie na komercyjnych portalach działających tak jak komercyjne radio czy telewizja.

Udział samych użytkowników przypominał wtedy podobną rolę, jak listy do redakcji czy telefony od słuchaczy w papierowej gazecie czy tradycyjnym radiu. Rok 2006 przyniósł jednak zasadniczy przełom - nagle to tradycyjne media zaczęły z trudem nadążać za serwisami budowanymi przez samych użytkowników.

Zwiastuny było widać rok wcześniej. Po huraganie "Katrina" rządowi USA udawało się za pomocą tradycyjnych metod manipulowania public relations utrzymywać obraz sprawnej akcji ratunkowej. Jednak zdjęcia robione przez amatorów pokazywały chaos, niekompetencję i dyskryminację (o podłożu jawnie rasistowskim) różnych grup ewakuowanej ludności.

Po raz pierwszy okazało się, że zdjęcia oferowane przez serwisy takie jak flickr (gdzie amatorzy umieszczają zdjęcia robione np. na wakacjach) mogą rywalizować z ofertą komercyjnych agencji. Mimo niskiej jakości technicznej gazety chętnie je drukowały, bo amatorzy byli po prostu w samym sercu zdarzeń.

Sukces tego serwisu i tak jednak jest niczym w porównaniu z sukcesem serwisu Youtube, o którym za sprawą Krzysztofa Kononowicza, ekscentrycznego kandydata na prezydenta Białegostoku, usłyszał w Polsce już chyba każdy. Zaledwie po roku działania ten serwis stał się jedną z najpopularniejszych stron internetowych - tak jak flickr stanowi ogromne archiwum amatorskich fotografii, tak youtube jest pełne filmików przygotowanych przez samych internautów.

Youtube wykreowało wiele internetowych sław. Pisaliśmy już tutaj o Brooke Allison, 20-letniej aktorce, która zyskała światową sławę dzięki wariackim wykonaniom różnych piosenek z playbacku.

Są jednak i poważniejsze zjawiska. Do największych sław Youtube należy na przykład 79-letni emeryt występujący pod pseudonimem "geriatric1927", który po prostu spokojnie opowiada do kamery o swoim życiu - mówi o II wojnie światowej, swojej pasję do motocykli, życiu angielskiego emeryta, a przy okazji o sensie spraw ostatecznych.

Czym Youtube jest dla oka, tym dla ucha są podkasty - słuchowiska rozsyłane w internecie w formacie przyjaznym dla przenośnych odtwarzaczy typu iPod (stąd nazwa). W tradycyjnym radiu, chcąc słuchać konkretnej audycji, musimy sprawdzić w programie czas jej emisji i planować dzień pod tym kątem. Interesujący nas podkast tymczasem po prostu prenumerujemy ruchem myszki komputerowej i odtąd kolejne audycje "automagicznie" pojawiają się na odtwarzaczu.

I znowu: jeszcze w 2005 roku podkasty były tylko ciekawostką dla miłośników nowych technologii, ale w 2006 pełną parą ruszyły podkasty profesjonalne prowadzone przez sławy - jak choćby Bob Dylan, który prowadzi w sieci audycje o piosenkach połączonych zbieżnością tematu tekstu (np. pogoda lub liczby, w ten sposób spotykają się utwory tak różne jak "One Love" Marleya z "Seven Nation Army" White Stripes).

Polskie Radio też zauważyło nową technologię i wiele słuchowisk już jest dostępnych w formacie podkastów - choćby flagowa superprodukcja, nowy tasiemcowy serial "Motel w pół drogi". Tak jak Youtube wykreowało kilka nowych sławnych twarzy, tak podkasty wykreowały nowe sławne głosy - sporą popularnością w Polsce cieszy się na przykład podkast "Glosa" o nowościach książkowych prowadzony przez Pawła Piotrowicza (mieszkańcy Warszawy mogą go znać z anteny akademickiego Radia Kampus).

Demokratyzacja cyberprzestrzeni stała się faktem. Jeśli chcesz zostać sławnym piosenkarzem (didżejem, krytykiem literackim, fotoreporterem), nie musisz już startować w konkursach typu "Idol" ani przechodzić upokarzających castingów. Dobre zdjęcia, dobre filmy, dobre słuchowiska obronią się same.

Rok 2006 pokazał, że to już jest możliwe. Następne lata pokażą, jak wielkie zmiany to wywoła w kulturze masowej.